piątek, 15 listopada 2013

TĘCZOWE SPOŁECZEŃSTWO DEMONÓW

Nauczono nas, że w 1989 r. wygraliśmy walkę o wolność i demokrację. Mimo większych czy mniejszych kontrowersji pogląd ten jest ciągle przypominany i wpajany jak mantra - w mediach, w szkole, przy okazji różnej maści świąt i celebracyj. Coraz bardziej mam jednak wrażenie, że tamta walka była zwycięstwem pozornym i że dziś jest potrzebna i ważna bardziej niż kiedykolwiek. Być może jest nawet tak, że stawką zmian ustrojowych wcale nie była demokracja, ale większy zakres swobody. O ile przez demokrację rozumieć jej nowożytną postać, którą - za Heglem - dobitnie przypominał Marek Siemek. 
Ucieleśnieniem tej nowożytnej demokracji jest społeczeństwo obywatelskie, czyli takie, które składa się z jednostek wolnych, równych i racjonalnych. Istota tego społeczeństwa widoczna jest w autonimiczności każdej jednostki, a także w tym, że wszelkie normy - a więc ponadjednostkowy, intersubiektywny porządek - kształtuje się w grze dialogu, wykuwa w starciach i negocjacjach prowadzących nie do rezultatów o sankcji absolutnej, ale do konsensu, znajdującego ujęcie w kształcnie normy prawnej. Obowiązującej, ale podlegającej renegocjacjom i zmianom. W tak demokratycznym państwie patriotyzm staje się patriotyzmem konstytucyjnym, aktem zaufania wobec reguł praxis, które zapisane są w Konstytucji, stanowiąc punkt wyjścia dla ekspresji wolności indywidualnej poszczególnych jednostek. 

***
Tak rozumianej demokracji - i skorelowanej z nią antropologii - nie mieliśmy jednak szansy się nauczyć. Idzie bowiem w poprzek interesów jednego z głównych aktorów na rodzimej scenie politycznej - Kościoła rzymsko-katolickiego. Równość, wolność, wspólne kształtowanie społecznych wartości i norm, negocjowanie reguł działania i współżycia nie może bowiem stać się elementem doktryny zakładającej feudalne zhierarchizowanie, dogamtyczny przekaz życiowej teorii (istnieje tylko jedna prawda, do której poza Kościołem nie ma dostępu) i reguł postępowania (istnieje tylko jedno dobro, którego, poza Kościołem, nie da się zrealizować). 

Zastanawiając się nad źródłami agresji, zalewającej nasz kraj nie tylko 11 listopada, nad rosnącą falą nacjonalizmu, nad niszczeniem wszystkiego, co symbolicznie obce, warto pomyśleć także i o tym, jaką wizję świata przekazują u nas media i ludzie związani z Kościołem. Warto pomyśleć, nad kreśloną przez konserwatywne środowiska alternatywą: albo społeczeństwo polskie i katolickie, albo społeczeństwo demonów, szatanizm, sterowany przez żydowskie lobby skupione w lożach masońskich. 

***
Alternatywa to ciekawa, tak jak ciekawa jest charakterystyka społeczeństwa demonów. 
Co o nim wiemy?
Po pierwsze, jest ono społeczeństwem opartym na kłamstwie. Przy czym kłamstwo rozumiane jest jako wykroczenie poza prawo naturalne, jak bowiem (za Cyceronem) przypomina Piotr Jaroszyński, do prawa natury należy także prawo do poznania prawdy.
Po drugie, podstawowym wyrazem kłamstwa jest odejście od naśladowania natury. Wiadomo przecież - a nie ma co do tego wątpliwości ani Jaroszyński, ani Stanisław Krajski - człowiek nie jest w stanie stworzyć nic, co byłoby od natury doskonalsze. Jego sztuka, jego nauka, jego życie powinno wtedy wpisywać się w to, co naturalne, powinno służyć rozwojowi. 
Po trzecie, odejście od naśladowania natury jest także odejściem od natury człowieka, na którą składają się uniwersalne i niezmienne wartości i jakości, jak heterosekualność, potrzeba przedłużania życia gatunku, czy poznawanie tego, co służy najważniejszemu celowi człowieka: zbawieniu (Krajski mówi wprost: ciekawość odciąga człowieka od poznania siebie samego, od zabiegania o zbawienie, od rzeczy ważnych...). 

Społeczeństwo demonów, opierając się na takiej potrójnej negacji, jest społeczeństwem ludzi otwartych, ciekawych, zaangażowanych w rozwój nauki i sztuk, usposobionych pokojowo i tolerancyjne. 

Otwartość, tolerancja i irenizm są wyrazem zanegowania uniwersalnego porządku prawd i dóbr, tym samym stanowią zgodę na to, by nie pokazywać człowiekowi powinności (teoretycznych i praktycznych), pozwalających mu osiągnąć zbawienie.

Zaangażowanie w rozwój nauki czyni człowieka równym Bogu. Jak roił kiedyś mason-satanista Aldous Huxley można już dziś przeprowadzać korekty płci, można dokonać zapłodnienia in vitro, dynamiczny rozwój nauk społecznych daje narzędzia do zakwestionowania naturalnych ról społecznych. 

Zaangażowanie w sztukę zaś sprzyja pojawianiu się dzieł abstrakcyjnych, ezoterycznych i okultystycznych. A pierwszym wyrazem jest tu przewrót w architekturze - pojawienie się linii prostych, których w przyrodzie nikt nigdy nie widział.

***
Społeczeństwo demonów ma - rzecz jasna - swój kult. Zasadniczo jest nim kult matematyki, wyrastający wprost z miejszającej w uczciwym głowach żydowskiej kabały.

Społeczeństwo demonów ma także - rzecz jasna - skuteczne mechanizmy rozwoju. Zapewnia go w pierwszym rzędzie edukacja, której reforma trwa nieustannie od czasów PRL coraz lepiej produkując agentów ideologii. Zapewnia go także symbolika przestrzeni publicznej - świątynie wyznań innych niż katolickie, odnawianie przestrzeni związanych z żydami, czy ustawianie tęcz są tutaj dowodem wystarczającym.

Społeczeństwo demonów ma w końcu - rzecz jasna - swoje autorytety. Pierwszym z nich jest Kartezjusz, który nie dość, że rozmawiał z szatanem twarzą w twarz (w słynną noc na św. Marcina), ale pod jego dyktando stworzył satanistyczną antropologię, infekującą cywilizację po dziś dzień.

***
I gdy tak czytam wyznania monarchisty i ultrakatolika (tak ultra, że opuścił nawet struktury tradycjonalistyczne), ks. Rafała Trytka, że
- Palenie tęczy jest moralnie uzasadnione, choć nielegalne.
Prawo naturalne ma większą wartość niż pozytywne, czyli stanowione. To pierwsze pochodzi od Boga, a to drugie od człowieka, dlatego pod pewnymi warunkami można - odwołując się do prawa naturalnego - nie stosować się do przepisów prawa stanowionego, zwłaszcza jeżeli uderza ono w publiczną moralność. Z tego powodu palenie tęczy jest moralnie uzasadnione, choć nielegalne. Inna sprawa czy zawsze takie postępowanie jest roztropne.
- Ale niech mi Ksiądz nie mówi, że łysi i kibice to współcześni krzyżowcy walczący o cywilizację łacińską i takie tam…
Oczywiście ani skinheadzi ani stadionowi chuligani nie są krzyżowcami, którzy walczą za chrześcijaństwo, co nie zmienia faktu, że od czasu do czasu stają po właściwej stronie i bywają przydatni, gdy trzeba zwalczać np. propagandę homoseksualną. Ich postępowanie często jest naganne, ale nie sądzę, żeby byli bardziej zdemoralizowani niż ogół społeczeństwa.
Gdy słucham [z mp3] wyznań Stanisława Krajskiego, który mówi, że spisek masonerii polega na uznaniu równości ludzi i traktowaniu jak braci wszystkich, bez względu na wyznawaną religię i różnice kulturowe, to modlę się w duchu, by nie zabrakło masonów - wolnych, twórczych i odważnych ludzi, dzięki którym społeczeństwo demonów zapanuje na dobre. Bo zaiste, demony te mają piękną, boską twarz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.