piątek, 26 kwietnia 2013

POKOCHAĆ ŁÓDŹ

Lwu

Nie jestem z Łodzi, ale Łódź mnie wybrała.
W czasach liceum uciekałem do niej, żeby odnaleźć samotność, anonimowość, odpoczynek, żeby dać sobie szansę na "bycie sobą".
W czasach policealnym przyjechałem na studia, choć długo nie było we mnie zgody ani na studia filozoficzne, ani na studia na UŁ. Chciałem uciekać, byle dalej od rodzinnych okolic, byle dalej od zagubienia i konieczności siedzenia w szafie, byle dalej od zajęć, które mogą alienować.

Skończyłem studia, mozolnie zacząłem budować szczątkową pewność siebie, zostałem. Z wyboru - w końcu musiałem przyznać przed sobą, że Łódź była moją ziemią obiecaną, a ziemi obiecanej się nie porzuca.

***
Nie jestem z Łodzi, nie wiem zatem, czy mogę o niej pisać.
Ale Łódź, być może jak żadne inne z wielkich miast, wymaga pisania, wymaga słów, które na nową ją zaczarują i wyczarują.
Zaczarują i wyczarują jej tożsamość, odsuną smutek, jaki budzi widok umierającego miasta.

Tygodnik Powszechny w majówkowym wydaniu donosi o odrodzeniu Warszawy. O uobecnieniu mitów, kształtujących warszawskiego genius loci, o sile młodych, którzy nielubianą i niczyją przestrzeń ożywili miłością. O transformującej roli kawiarni (jak onegdaj w Paryżu...).

***
Gdybym miał opisać Łódź jednym słowem, nazwałbym ją nie-miejscem.
Łódź to przestrzeń krzyżowania: odmiennych ludzi, nieskończonej ilości informacji, przepływu. 
Przepływu warszawiaków, przyjeżdżających na zakupy; przepływu studentów, zamieszkujących tu na chwilę, by zaraz wyjechać; przepływu władz, które rotując zmieniają w perzynę stabilność podległych sobie placówek; przepływu budynków, palonych, wyburzanych, doprowadzanych do ruiny latami zaniedbań bądź zamienianych na lofty, czyli dostępnych tylko dla wybranych; przepływu pomysłów, z których żaden nie ostał się na dłużej (wystarczy pomyśleć, ile razy zmieniano pomysł na przebudowę centrum). 

Łódź istnieje jakby poza czasem i poza przestrzenią, wyrzeka dialektyki bliskości i dali, na każdym odcinku staje taka sama.

Łódź istnieje jako awangarda liberalnej ekonomii - zrównania z ziemią decyzjami Leszka Balcerowicza (zrównana zarówno w sferze ekonomii, jak i w sferze pamięci czy tradycji) wciąż żyje tamtym duchem: to w naszym regionie zabito ducha solidaryzmu, to w naszym regionie zaszczuto ludzi najniższymi pensjami, to w naszym regionie władze szkół, uczelni doskonale ulegają presji zamieniania placówek w modelowe korporacje, to w naszym regionie tkankę historyczną burzy się bądź zamienia w miejsca niedostępne.

Łódź,
poza czasem i poza miejscem, bez tożsamości i wszędzie taka sama 
- czyż nie dlatego łódzkie pomysły obejmują także ten na plac imienia Margaret Thatcher? - czy nie dlatego Balcerowicz bez cienia lęku może promować swoje opasłe i hurra-optymistyczne książki? 
- czy nie dlatego placówki łódzkiej kultury realizują aktualny kurs polityczny? (a to mamy fatalne umowy i zataragi między ludźmi kultury i funkcjonariuszami władz, a to teatry zaczynają swoją tradycję za każdym razem, gdy zmiana władz pociąga za sobą zmianę dyrekcji, a to...).

***
Gdybym miał napisać, jakiej Łodzi bym pragnął, to Łodzi, która czerpie soki ze swojej tradycji, takiej, która znów staje się miejscem antropologicznym, osadzoną w przestrzeni, ewokującą genius loci, na tym, co lokalne, budującą ekonomiczną i kulturową perspektywę dla przyszłych pokoleń. 
Chciałbym Łodzi z neonami, z zielenią.
Chciałbym Łodzi pamiętającej o Stefanii Skwarczyńskiej i Jerzym Nowosielskim.
Chciałbym Łodzi wielokulturowej, z przeżywanym na co dzień, a nie od święta, pierwiastkiem niemieckim, polskim, rosyjskim, żydowskim, prawosławnym i starokatolickim.
Chciałbym Łodzi, którą wspólnymi siłami buduje się tak, by warto wpaść było na operę, na koncert.
Chciałbym Łodzi, w której chce się mieszkać i w której będzie można pracować.

***
Pamiętam, jak przez długi czas starałem się zainteresować Radio Łódź czy łódzką filharmonię postacią Pawła Kleckiego. Niemalże bezskutecznie. Kto z Państwa (poza Adamem Manijakiem i kilkoma melomanami) kojarzy to nazwisko?

Kto z Państwa kojarzy nazwisko Tomasza Koniecznego? Jednego z najwybitniejszych wagnerowskich bas-barytonów, Wotana w Wiener Staatsoper, który mimo że śpiewa w Polsce, nie śpiewa w swoim rodzinnym mieście.

Kto z Państwa czuje smutek, gdy patrząc na Łódź ze Śmieciowej Góry widzi płaski krajobraz, z którego doszczętnie zniknęły kominy?

Kto z Państwa czuje się źle, gdy w księgarni śledzi go oko czujnego sprzedawcy-policjanta wiedząc, że w Warszawie może smakować książki w kawiarnio-księgarniach?

Kto z Państwa czuje wewnętrzny bunt widząc, jak z przestrzeni teatrów znikają pamiątki z przeszłości, a z głów pamięć o łódzkich artystach?

Kto z Państwa czuje dyskomfort, gdy włókiennicze i humanistyczne tradycje Łodzi niszczy się ekonomiczno-liberalnym szkodnictwem?

Kto z Państwa gorszy sie tym, że zawodowy wyjazd z Łodzi oznacza czesto: już nigdy nie będziemy Cię tu chcieli?

***
Tygodnik donosi, że miłość do Warszawy wytrysnęła dzięki Marii Peszek. Jej hymn do miasta skupił bowiem w sobie nienazywane wcześniej uczucia i poruszył serca oraz umysły.

Kocham Łódź, choć trudna to miłość.

Marzę - o naszej Marii Peszek i o naszej litanii do miasta. Po to, by solidarnie je odbudować odbudowując miłość do miejsc, miłość do tradycji i miłość do siebie nawzajem. 

Marzę o lokalnych politykach, których zapamięta się z ideowego zaangażowania (ethosu), z długofalowych planów i słusznych decyzji, a nie z medialnych wystąpień i skupionych na promilach opowieści. 

Marzę o łódzkiej wielokulturowości, która byłaby w Polsce awangardą dialogu i porozumienia.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.