czwartek, 25 kwietnia 2019

DO PREMIERA WS. STRAJKU I EDUKACJI


Łódź, 25 IV 2019 r.

Pan Mateusz Morawiecki
Prezes Rady Ministrów

Szanowny Panie!
Pozwalam sobie zabrać głos, by wyrazić sprzeciw wobec dwóch związanych ze sobą zjawisk, a więc przeciw politycznemu nihilizmowi oraz tworzeniu bohatera
Polityczny nihilizm rozumiem tak, jak Michał Warchala, a więc jako manifestację „woli niszczenia, pragnienie unicestwiania tego, co zastane, wynikające z dogłębnej wrogości do politycznego i społecznego ładu, uważanego za skarlały, zdegradowany”. Z kolei mechanizm tworzenia bohatera znakomicie uchwycił Stefan Czarnowski w klasycznym już studium poświęconym św. Patrykowi. Bohaterami stają się m.in. ci, którzy „grają pierwszoplanowe role w szeregu następujących po sobie wypadków historycznych”, obrońcy, w najwyższym stopniu realizujący jakąś pożądaną wartość. „Lud, pisał Czarnowski, widzi w bohaterach »swój wzór najwznioślejszy i najdoskonalszy«”. „Bohater jest przede wszystkim przedstawicielem, świadkiem, i co za tym idzie, bojownikiem pewnego zespołu ludzi lub stanu rzeczy, którego wartości wciela […]. Wartość, o której mowa, jest wartością społeczną” — dlatego bohater nie może istnieć, jeśli nie zostaje zaakceptowany przez grupę, którą reprezentuje.
Odnoszę nieprzeparte wrażenie, że od długiego czasu władza w Polsce realizuje się w taki sposób, by jej przedstawiciele zostali uznani za bohaterów. Przedstawiciele władzy, którzy — niekiedy wręcz deklaratywnie — mają „pracować dla idei” toczą bój przeciw wielokulturowej Europie, migrantom reprezentującym „wyobrażone obce” człowieczeństwo, przeciw laicyzacji, przeciw zasadom poszanowania mniejszości, a tym samym również przeciw istocie demokracji liberalnej oraz samej polityczności. Ów bój jest jednocześnie świadkowaniem określonemu systemowi wartości, który dodatnie waloryzuje współczesne formy nacjonalizmu, powiązanie przynależności narodowej z identyfikacją religijną, czy przywiązanie do tradycyjnie rozumianej idei państwa narodowego. Zapomina się, że demokracja liberalna ma być takim ładem politycznym, „w ramach którego rządzący odpowiadają przed rządzonymi”, jak pisał Leo Strauss. Aby jednak było to możliwe, rządzeni muszą przestrzegać prawa, a rządzący „nie mogą mieć przed [rządzonymi] tajemnic”. W jawny sposób muszą podejmować jawne zobowiązania, przypomina Strauss formułę Wilsona. 
Standardową formą, w której rządzeni rozliczają rządzących, są, rzecz jasna, wybory. Strauss pisze obrazowo, że kabina do głosowania to „prawdziwa przestrzeń sekretu”, „siedziba suwerenności, locus sekretu”. Na suwerenie, który się wtedy wypowiada, „nie spoczywa żadna odpowiedzialność”, choć powinno być tak i oczekuje się, że obywatel będzie jednostką „obowiązkową i sumienną”. Jeśli tej odpowiedzialności i sumienności brakuje, stajemy wobec suwerena, złożonego z jednostek kierujących się właściwie swoimi pragnieniami i afektami. Z kolei aby temu zapobiec dysponujemy właściwie tylko jednym narzędziem — jest nim edukacja, która zawsze, nawet jeśli nie wprost, jest edukacją obywatelską. Od modelu edukacji, rozwiązań systemowych, sposobu jej funkcjonowania w ramach społeczeństwa i państwa zależeć będzie, czy pomoże ona kształtować ludzi rozumiejących otaczającą ich rzeczywistość, potrafiących podejmować odpowiedzialne wybory, wspierać procesy demokratyczne czy nie. Możemy, oczywiście, nie zgadzać się z wielokulturowością współczesnych społeczeństw, problem w tym, że jest ona faktem. Możemy żywić nieufność wobec sztuki krytycznej i promować dawne, sztywne kulturowe kanony. Problem w tym, że mogą być one tak odległe od współczesnego życia, że da się je przyswoić i o nich zapomnieć. Możemy podnosić wartość dawnych tradycji. Problem w tym, że część z nich może być etycznie szkodliwa, jak choćby tradycja „sądu nad Judaszem”, by odwołać się do bieżącego przykładu. Możemy przez wszystkie przypadki odmieniać hasła gospodarczego patriotyzmu i państwa narodowego. Problem w tym, że izolacjonizm byłby dla Polski samobójstwem, a z negatywnymi stronami kapitalizmu nie da się już zmagać z perspektywy lokalnej. Możemy kontestować przynależność do Unii Europejskiej i chcieć ją reformować w duchu „państw narodowych”. Problem w tym, że UE i tak pozostanie „laboratorium »jedności w zróżnicowaniu«”, że użyję słów Philippe’a Herzoga, a ważne pytania, które należy postawić Choćby te: jak pojmować „społeczną gospodarkę rynkową?”, czy stawiać na „solidarność” czy „odpowiedzialność”? (zob. P. Herzog, Europe — réveille-toi!).
Edukacja, a także jej reforma, w perspektywie odpowiedzialności, wrażliwości, zmniejszania lęku (zob. Herzog), budowania porozumienia, umiejętności odróżniania informacji rzetelnych od nierzetelnych, rozumienia tego, jak działa nauka, co charakteryzuje różne tradycje religijne, dostrzegania nierówności i budowania postawy troski (zob. Martha Nussbaum, Nie dal zysku) powinna zajmować jedno z centralnych miejsc w naszych społeczeństwach.
Edukacja winna być nie tylko polem przekazywania rzetelnych informacji, ale winna także kształcić to, co Michał Heller nazywa „moralnym myśleniem”, a co obejmuje dążenie do ścisłej informacji, postawę otwartości na dialog (kwestie te znakomicie analizuje Aldona Pobojewska), dyskusję z innymi, samokrytycyzm, umiejętność rozpatrywania wielu możliwości, troskę o spójność poglądów czy poczucie konsekwencji własnego stanowiska. W końcu edukacja winna umożliwiać przyglądanie się słowom — wartościom, które niosą, emocjom, które rozpalają, treścią, którą utrwalają bądź zmieniają. „Nie chodzi o wyjątki i jednorazowe zdobycze lingwistyczne, ale praktykowany z dnia na dzień stosunek do słów i przyznawanie im wiednie lub bezwiednie roli” — twierdzi Maria Kostyszak. I słusznie zauważa, że język żyje wtedy, gdy jest sprzężony z tym, co doświadczane. A dziś, w świecie szybkich zmian, także to, co doświadczamy staje się zmienne, szybkie, i język musi na to reagować.

Strajk nauczycieli pokazuje, że mamy świadomość potrzeby zmian. Jak sądzę, strajk ten należy rozpatrywać łącznie z oporem, który budziła reforma wprowadzana przez Annę Zalewską. W takim kontekście nie jest to tylko „strajk o kasę”, mówiąc kolokwialnie, choć musi dotyczyć tego, co jako motyw strajku przewiduje polskie prawo. Już sama reforma, określana przez niektórych jako deforma, może świadczyć o decyzjach motywowanych politycznym nihilizmem — jest bowiem zbyt łatwym przekreśleniem tego, co wypracowano w polskiej edukacji. Jeśli ktoś miałby jednak wątpliwości, to powinna rozwiać ją temperatura języka i stosowane zabiegi, które obecnie mają na celu dyskredytację nauczycieli. Nie spodziewałem się, że strajkujących nauczycieli można stygmatyzować w taki sposób. 
Po pierwsze, przez emocjonalny szantaż, gdy jak mantrę powtarza się, że powinni trwać przy swoich uczniach i być wiernym misji. Wszyscy doskonale wiemy, że misją nie zapłaci się czynszu i nie zdejmie z psychiki ciężaru. Wiemy zaś, że długotrwały stres obniża zdolności percepcyjne człowieka. Trudno także uznać, że nauczyciele stracili z oczu uczniów — nie dość, że dawali wyraz problematyczności obecnej sytuacji, przepraszali uczniów za dyskomfort, tłumaczyli swoje racje, to strajk zaplanowany był na tyle wcześnie, że pozwalał rządzącym na konstruktywną reakcję. Po drugie, przez przekreślenie roli nauczycieli w procesie edukacji, bo właśnie tym jest pomysł na przeniesienie kompetencji do klasyfikowania uczniów na samorządy czy dopuszczanie do opieki nad egzaminami osoby innych zawodów. Po trzecie, przez zredukowanie nauczycieli do biernych kukiełek, pociąganych przez przewodniczącego ZNP, a tego przez polityków opozycji. Po czwarte, przez zbudowany obraz nauczyciela jako pozbawionego moralności chciwca. Po piąte, przez próbę upartyjnienia strajku. Prawdą jest, że strajk jest zjawiskiem politycznym. To, co polityczne, dotyczy bowiem kształtu naszego wspólnego życia. W Polsce jednak zarzut polityczności stał się inwektywą, bo rozumienie polityczności zredukowano do partyjnych rozgrywek, będących zaprzeczeniem tego, co w istocie polityczne. Dehumanizacja nauczycieli — powielająca stereotypy wypowiadane przez ludzi tronu, i ludzi ołtarza — oddziałuje na inne grupy społeczne, co prowadzi choćby do tego, że zamiast dyskusji nad problemem można spotkać się z emocjonalną negacją nauczycieli i towarzyszącą im wtedy gloryfikacją władz. Osobny problem stanowi fakt, że język wyższości czy język stereotypów pojawia się nieraz także w wypowiedziach strajkujących, zastanawiam się jednak, na ile afektywne rozgrywanie kampanii przeciw strajkowi połączone z rozmaitymi wyborczymi obietnicami rodzi afektywne odpowiedzi.
Ten polityczny nihilizm jest niebezpieczny tym bardziej, że jest wyłącznie reaktywny, nie proponuje niczego pozytywnego. Reforma Anny Zalewskiej jest co najwyżej wyrazem tęsknoty za tym, co minione, elementem zjawiska, które Zygmunt Bauman nazwał retrotopią. Rzekomy dialog ze strajkującymi jest zaś od początku monologiem, a jego ważną częścią, o czym pisałem, jest budowanie negatywnego obrazu ZNP, nauczycieli i prawa do strajku. Jest to przy tym monolog, który przypisuje władzy bój o ucznia, walkę o konstytucyjne prawo do edukacji, kreuje polityków na bohatera narodowego zmagania. Jakąś formą ukoronowania tej pracy na rzecz własnego, partyjnego bohaterstwa, będzie spotkanie na Stadionie Narodowym. A przecież edukacja nie potrzebuje happeningu, ale konstruktywnych działań niemożliwych bez elementarnego choćby zaufania. 
Na zakończenie przypomnę słowa Czarnowskiego. „Lud widzi w bohaterach »swój wzór najwznioślejszy i najdoskonalszy«”. Politycznie nihilistyczna praca degradująca nauczyciela, której dokonuje samozwańczy bohater, już przekłada się na postawy społeczne. Podobnie, jak nastawiony na emocje, a nie na racje, charakter tej pracy. Resentyment wywołany w stosunku do nauczycieli, tak, jak podsycanie zazdrości jednych grup zawodowych przeciw innym (o przywileje, o lepsze pensje), czemu ulegają także nauczyciele, pozostawi na tkance społecznej rany trudne do zagojenia.
Mam nadzieję, że ma Pan tego świadomość.
Z poważaniem,
Marcin Bogusławski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.