czwartek, 21 stycznia 2016

GEJE PAPIEŻA FRANCISZKA

„Podoba mi się, że się mówi o osobach homoseksualnych: najpierw jest osoba, w swojej integralności i godności. A osoba nie jest definiowana tylko poprzez swoje skłonności seksualne: nie zapominajmy, że wszyscy jesteśmy stworzeniami kochanymi przez Boga, odbiorcami Jego nieskończonej miłości. Chciałbym, by osoby homoseksualne przychodziły się spowiadać, by pozostały blisko Pana, by można było razem się modlić”
— mówi papież Franciszek w opublikowanym właśnie wywiadzie-rzece. Słowa te robią już medialną karierę, jako wyraz papieskiej teologii miłosierdzia. Miłosierdzie budzi we mnie pozytywne reakcje, natomiast papieska wypowiedź wywołuje raczej niepokój. 

Papież jasno oddziela tu osobę z przyrodzoną jej godnością od orientacji seksualnej. O ile bycie osobą zasługuje na szacunek i jej przedmiotem miłości Boga, o tyle seksualna skłonność stanowi raczej powód do spowiedzi, po to, by można było razem „trwać w modlitwie blisko Pana”. Gej zatem winien pogodzić się z faktem, iż jego tożsamość seksualna wprowadza w jego życie metafizyczne nieuporządkowanie, które — o ile go nie pokona — odłączy go od wspólnoty w modlitwie i od bliskości od Boga. Franciszek powtarza zatem to, co o mniejszościach seksualnych naucza Kościół rzymsko-katolicki. I temu nie należy się dziwić — w końcu jest zwierzchnikiem tej instytucji i strażnikiem doktryny. (Dziwić za to można się wierze, że da się wypreparować czystą osobowość i oddzielić ją od tożsamości seksualnej). Niemniej zapraszając gejów do spowiedzi i modlitwy warto by było zastanowić się, czy rachunek krzywd nie wymaga jednak także postawy pokutnej od samego Kościoła i symbolicznych choćby przeprosin. Myślę tu głównie o sposobie budowania negatywnego obrazu mniejszości seksualnych, który uzasadnia się nie tyle (czy nie tylko) doktryną, ale argumentacją roszczącą sobie prawo do naukowości i powszechności. Robi się to przy tym przez odwołanie się do prac mieszczących się w nurcie „studiów nad dewiacjami”. Przyjmuje się tu (milcząco lub jawnie) w punkcie wyjścia, że heteroseksualność stanowi normę moralną i społeczno-kulturową, co badania nad homoseksualistami powinny potwierdzić. Jako próbkę badawczą wybiera się osoby ze specyficznych środowisk, jak nocne kluby czy publiczne toalety i na tej podstawie dokonuje się uogólnień, mających opisywać osoby homoseksualne po prostu. Stosuje się również wątpliwe metodologicznie kryteria badania. W końcu konstruuje się także wyimaginowany, pozytywny punkt odniesienia dla negatywnie scharakteryzowane życia osób LGBT.

Tytułem przykładu można podać pracę Lenzoffa i Westley z 1956 r. pt. The Homosexual Community. Osoby do próby badawczej rekrutowano z barów gejowskich, a łączna liczba badanych wynosiła 28 osób (!). „Na podstawie skąpego i jeszcze bardziej skąpo udokumentowanego ‘materiału badawczego’ — podsumowuje Jacek Kochanowski — autorzy dokonują uogólnień dotyczących homoseksualistów jako takich, sprawiając wrażenie, jakoby dokonali ‘obiektywnej’ charakterystyki wszystkich gejów (…)”.

Skandalicznych manipulacji dopuszcza się Paul Cameron, guru konserwatywnych katolików, zagorzały zwolennik tzw. „terapii preparatywnej”. Cameron nie tylko spotkał się z uzasadnionym ostracyzmem ze strony Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego i Towarzystwa Psychologicznego Stanu Nebraska, ale także ze strony Amerykańskiego Towarzystwa Socjologicznego. Wystarczy zerknąć do polskiej Wikipedii, by przeczytać: „W 1986 Amerykańskie Towarzystwo Socjologiczne skrytykowało Camerona za nieustanne nadinterpretacje socjologicznych materiałów badawczych[19]. Jednocześnie Towarzystwo stwierdziło, że wystarczy pobieżna analiza działalności Camerona, aby dojść do wniosku, że nie ma ona nic wspólnego z nauką. Nauka jest jedynie przykrywką działalności ideologicznej. (...) Niektórzy socjologowie są zszokowani poziomem nadużyć pana Camerona”. Cameronowi zawdzięczamy tezę, że gej ma średnio od 106 do 1105 partnerów rocznie, mimo raku dowodów na jej rzecz. Sformułowana jest ona w elektronicznej wersji dokumentu Medical Consequences of What Homosexuals Do i jest chyba błędem typograficznym. W wersji książkowej bowiem czytamy o licznie od 10 do 110 partnerów rocznie, przy czym ta liczba nie została ustalona przez Camerona. Przywołuje on tu pracę Coreya i Homesa, którzy oparli się na przykładzie 96 osób hospitalizowanych w szpitalu zajmującym się chorobami przenoszonymi drogą płciową. Cameron celuje zresztą w dobieraniu „reprezentatywnych” prób w barach i nocnych klubach, sex-klubach czy parkach (zob. tekst Jima Burrowaya, którego fragment zreferowałem).

Fundamentalne wątpliwości budzi badanie Marka Regnerusa, począwszy od źle skonstruowanych kryteriów (wspomniane przez dziecko jakieś kontakty seksualne rodzica z osobą tej samej płci wystarczały do uznania, że dana osoba ma orientację homoseksualną, nawet jeśli były to kontakty epizodyczne) bo wyidealizowaną grupę kontrolną — rodziny heteroseksualne, których życie pozbawione zostało jakichkolwiek zaburzeń (zob. 1 i 2) Dokładnie tak samo czyni Tomasz Terlikowski z książce Herezja kardynałów. Z jednej strony przedstawia wyłącznie negatywny obraz homoseksualistów oraz ich związków, z drugiej strony idealizuje trwałe i sakramentalne związki heteroseksualne. Homoseksualiści w perspektywie Terlikowskiego mają zresztą na sumieniu cierpienie nie tylko wychowywanych przez siebie dzieci, ale dzieci po prostu. Z legalizacją związków jednopłciowych wiąże on fakt, że pary heteroseksualne, w których dochodzi do poczęcia, przestały się pobierać (!). „Oznacza to, pisze Terlikowski, że dzieci w nich się rodzące są o wiele mocniej narażone na stres związany z porzuceniem ich przez rodzica, niż te wychowywane w małżeństwie”. Przy czym przywołuje Gertrude Himmelfarb by zaznaczyć dobitnie, że „wpływ rozwodu i samotnego rodzicielstwa na dziecko jest o wiele bardziej subtelny i dalekosiężny niż wpływ fizycznego molestowania”. Być może  tego powodu w jego książce nie mówi się o patologiach w małżeństwach heteroseksualnych, które są pozytywnym punktem odniesienia niejako z definicji.  

Specyficzny rodzaj homofobicznego dyskursu legitymizowanego pseudonaukowymi argumentami jest dla mnie powodem do tego, by oczekiwać wyznania win przez religijną instytucję, która tego typu dyskursem się posługuje. Odrzucenie czy krytyka, aby była uczciwa, musi dokonywać się w imię konkretnej doktryny religijnej, bo nie w imię całego chrześcijaństwa. I nie w imię nauki. Osobną kwestią jest kolportowanie przerażających opinii, pomniejszających zło fizycznego molestowania dzieci, w celu krytyki samotnego rodzicielstwa, rozwodów czy legalizacji związków jednopłciowych.
Nigdy też dość przypominania, że niechęć do osób nie-heteronormatywnych, charakterystyczna dla nurtów religii księgi, nie jest kulturową regułą. By pozostać na naszych, słowiańskich terenach, zakończę takim oto cytatem:

„W obrządku pogrzebowym wielu neolitycznych kultur europejskich obowiązywała zasada chowania zmarłych mężczyzn na prawym boku, a zmarłych kobiet na lewym. Jednakże na licznych cmentarzyskach stwierdzono wyjątki od tej reguły. (…) Na cmentarzyskach wielu ludów neolitycznych występują pochówki podwójne, przy czym niekiedy są to groby dwóch mężczyzn lub dwóch kobiet. Jak się możemy domyślać, przynajmniej w części kryją one szczątki par homoseksualnych, zmarłych na przykład podczas epidemii. Na cmentarzysku w Żernikach Górnych, użytkowanym przez ludność kultury ceramiki sznurowej, żyjącą na ziemiach polskich w okresie 2900-2050 p. n. e., odkryto 12 pochówków zbiorowych, z czego jeden grób dwóch kobiet i dwa groby dwóch mężczyzn. W grobie 78. jedna z kobiet spoczywała na lewym boku, druga — na prawym. Z kolei w grobie 85. jeden z mężczyzn został ułożony na lewym boku, drugi — na prawym. Przy pierwszym z nich znaleziono zarówno narzędzia typowe dla pochówków męskich: siekierka krzemienna, dłuto kościane i osełka, jak i przedmioty typowo kobiece: rozcieracz kamienny i 79 paciorków kościanych. Cmentarzysko to było następnie użytkowane przez ludność kultur Chłopice-Vesele i mierzanowickiej (2300/1950-1600 p. n. e.). Pośród 22 grobów męskich tej fazy, jeden krył szczątki mężczyzny ułożonego na lewym boku i wyposażonego w 34 paciorki kościane. Odkryto również grób kobiety spoczywającej na prawym boku i zaopatrzonej w typowo męskie atrybuty: topór kamienny, miedziana i kościana tarczka. (…) Niezwykle ciekawy grób dwóch młodych mężczyzn należących do ludności kultury  mierzanowickiej odkryto na cmentarzysku w Iwanowicach w Małopolsce. Młodszy z nich (16-17 lat) spoczywał wyprostowany na wznak (pozycja wyjątkowa), starszy (17-18 lat) — na lewym boku, z kolanami ułożonymi na nogach starszego. Ich twarze były zwrócone ku sobie, a prawe dłonie pozostawały splecione w uścisku” (Paweł Fijałkowski, Seksualność, psyche, kultura). 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.