wtorek, 6 października 2015

OŚWIADCZENIE WS. NARUSZENIA DÓBR OSOBISTYCH PRZEZ DARIUSZA OKO W PROGRAMIE MONIKI OLEJNIK

Monika Olejnik
TVN 24

TV REPUBLIKA

Dariusz Oko
via Stanisław kard. Dziwisz

OŚWIADCZENIE

W programie Kopka nad i, emitowanym 5 października 2015 r., ks. Dariusz Oko naruszył moje dobra osobiste. Stwierdził tam, że jestem wojującym gejem, który promuje poliamorię, czyli skrajną rozpustę. Informacja ta nie została w jakikolwiek sposób poddana weryfikacji przez Monikę Olejnik, a zaczęła żyć swoim życiem. Wcześniej pojawiła się także na stronach  TV Republika.

Zdaniem Dariusza Oko wojującym gejem jest każdy, który nie zgadza się na stosowany przez niego język i krytycznie odnosi się do doktryny Kościoła rzymsko-katolickiego. W swoim liście dotyczącym ks. Oko pisałem: „Rzecz nie w tym, jaki jest prywatny stosunek ks. Oko do homoseksualizmu, ale w sposobie, w jakim o nim mówi. Mamy tu do czynienia z niespotykaną wręcz wulgaryzacją dyskursu, a także z intelektualną nierzetelnością. Ks. Oko powołuje się choćby na dane statystyczne, nigdy nie podając, z jakiego źródła czerpie swoje specyficzne wiadomości. Czymś kuriozalnym jest także włączanie do uniwersyteckich tomów pokonferencyjnych tekstów pogadanek, które ks. Oko przedstawia dla wspólnot przyparafialnych. Poza przekazem treści silnie zideologizowanych, pozbawione są one koniecznego aparatu naukowego i samokrytycyzmu. Nieustannie też podkreśla, że pomoc osobom homoseksualnym polega na ich wyleczeniu, mimo że lekarze uznają terapię reparatywną za niemożliwą, a homoseksualizm nie jest chorobą.

W związku z powyższym proszę o wyjaśnienie, w jakim zakresie przytoczone poniżej cytaty realizują obowiązki nakładane przez ks. Oko przez przytoczone wyżej zapisy dokumentów świeckich i Kościelnych”. Jak widać, jest to próba zrozumienia stanowiska ks. Oko w ramach dokumentów prawnych, także Kościoła rzymsko-katolickiego. Tylko tyle i aż tyle.

Ks. Oko unika merytorycznego ustosunkowywania się do argumentów, za to namiętnie stosuje argumenty ad personam. Tak było również w programie Kropka nad i. Owszem, wielokrotnie pisałem o poliamorii. W tym sensie pewnie jestem jej promotorem. Szkoda tylko, że ks. Oko nie przeczytał moich tekstów, chyba że ich nie zrozumiał. Pisałem w nich m. in.:
„. "Ci, którzy w relacjach poliamorycznych chcą widzieć tylko rozwiązłość bez zahamowań nie pytają o motywy, stojące za otwartością relacji, o to, jakie wartości tworzą każdą z nich, na czym polega wierność, stałość, uczciwość, bez której nie da się żyć w żadnej relacji. A przecież tym, co łączy ludzi jest czas, którego owcem są: wspólne doświadczenie, troska, zaangażowanie emocjonalne, intelektualne, fizyczne. Tym, co łączy ludzi są ideały, które powodują, że żyje się ze sobą, a nie obok siebie. Tym, czego koniecznie potrzeba naszemu społeczeństwu, jest wiedza i etyczność. Wiedza, w tym także wiedza o seksualnej stornie naszego życia. Etyka, w tym świadomość, - jak mówił Albus Dumbledore -, że o tym, kim jesteśmy, decydują nie nasze możliwości, ale nasze dojrzałe i odpowiedzialne decyzje". Budowanie relacji, które nie są oparte na dominacji i prawie własności, nie jest proste. "Czym dla mnie jest poliamoria? W przywołanej (bez zrozumienia, a więc może bez lektury) książce Deborah Anapol poliamorią rozumiana jest "pojęcie-parasol", obejmujący sobą różne style kochania - od erotycznych po romantyczne i platoniczne -, które łączy jedno: przekonanie, że podstawą bliskich relacji między ludźmi jest wolność. W jej przekonaniu poliamorystą jest ten, kto wyraża wewnętrzną zgodę na to, by miłość wydarzała się w życiu spontanicznie, by ona sama była wartością. Anapol nie ogranicza miłości do tej formy postaci, którą nadaje jej instytucjonalne, nuklearne małżeństwo. I czyni słusznie. Miłość bowiem niejedno ma imię, a tym, co - w bliskiej mi perspektywie filozoficznej - tworzy jej rdzeń, jest przyjaźń. Rozumiana jako głębokie osobowe zaangażowanie w innego człowieka, jako troska, jako życie wspólnymi ideałami. Jako wspólne-życie. Jestem zadeklarowanym poliamorystą wcale nie dlatego że poza związkiem szukam erotycznych przygód. Ale dlatego że elementem mojego związku jest także przyjaźń. Ani związek, ani przyjaźń, nie są dla mnie wolne od bliskości fizycznej. Nie są wolne od tęsknoty, nie są wolne od potrzeby wspólnego spędzania czasu, czy dawania z siebie tego, co najlepsza. Co więcej, nie dzieli ich perspektywa erotyczna, bo nie jest wcale tak, że w związku eros jest czymś permanentnie ważnym i konstytutywnym. O tym, że kocham, mówię i partnerowi, i przyjaciołom. Zależy mi także na tym, by przyjaźń nie budziła w związku zazdrości. Gdybym przyjął perspektywę Wodeckiej i Łukaszewskiego musiałbym przyjąć, że cała ta sytuacja jest nienormalna, bzdurna, a ja żyję w stanie zakłamania". "Tym, co konstytuuje doświadczenie philia są dla mnie także: megalopsychia, parrhesia, stałość, wzajemność, równość i wolność. Megalopyschia, wielkoduszność, rozumiana jest jako słuszna duma, czyli zdrowy, maksymalnie nieuprzedzony ogląd samego siebie. Człowiek rozpoznawszy swoje cnoty (atuty) posiada do siebie rozsądne zaufanie (co pociąga za sobą dystans i poczucie humoru), zna swoją wartość i pielęgnuje poczucie honoru. Nikim nie gardzi, ale też nikomu nie schlebia, nie potrzebuje poklasku, ale aktywnie zabiega o swoją cześć i ją chroni. Parrhesia to inaczej szczerość czy prawda bycia. Jest przeciwieństwem pochlebstwa, które wprowadza człowieka w relacje oparte na dominacji i interesie. Wyklucza także sztuczki retoryczne, służące nie tyle budowaniu relacji, ile prowadzeniu gry z innymi ludźmi. Parrhesia odsłania ten wymiar miłości, którego stawką jest prawda. Człowiek szczery żyje tak, jak mówi, jego osobowość jest prosta, a kierujące nim wartości stabilne. Parrhesia to także umiejętność mówienia prawdy tak, by ta nie stała się szantażem, by nie zawłaszczała, by pozwalała słuchającemu obejść się bez tego, co mówię, a więc by traktowała go jako osobę samodzielną w decyzjach, uczuciach i przekonaniach [por. Foucault]. Stałość jako cnotą, która - w moim odczuciu - może zastąpić wierność, nazbyt związaną z monogamicznym i zseksualizowanym rozumieniem relacji międzyludzkich. Oznacza ona "złoty środek" między uporem a niestałością. Upór i niestałość wykluczają miłość, są bowiem źródłem zniewolenia. Upór krępuje osobę, której nie pozwalamy zredefiniować relacji. Niestałość jest służeniem zmiennemu pożądaniu, osoba niestała traktuje drugą osobą tylko jako źródło zaspokojenia. Stałość oznacza towarzyszenie sobie w trudnościach i pomimo trudności, zmaganie się o najlepszy i najbardziej satysfakcjonujący kształt łączących nas więzów, trwałą obecność w życiu, wiarygodność składanych obietnic i deklarowanych wartości. Te trzy cnoty połączone z wzajemnością tworzą fundament miłości. Formują bowiem samosterownego człowieka, którym nie kieruje wewnętrzny przymus związania się z innymi, ale który wchodzi w relacje, dlatego że tego pragnie, acz nie przymusza nikogo do kochania. Formują także człowieka, który widzi w innych swoich partnerów - rozpoznając swoje bogactwo, rozpoznaje także swoje braki; podobnie ma się rzecz w ocenie innych, z którymi może się sobą dzielić, i dzięki którym może się ubogacać. Nie krępuje też innych oczekiwaniami ponad miarę - wie, że każdy jest inny, inna zatem będzie "wymiana" pomiędzy każdym z przyjaciół, odmienne będą uczucia i różnorodne kształty relacji. Wszelako we wszystkich realizować się będzie pożądanie i ukochanie piękna. Choć różne będą formy bliskości. Myślę także, że philia zaczyna się od miłości samego siebie: tak jak kształtujemy autorelacje, tak kształtować będziemy również relacje z innymi". 

Nie oczekuję od ks. Oko akceptacji takich poglądów, nie ma w nich jednak nic z promowania skrajnej rozpusty. Co więcej, jestem autorem artykułu naukowego Po co gejowi normy?, w którym polemizuję z teorią queer. Kończę go w następujący sposób: „Czas już bowiem na to, byśmy oderwali kulturę (i procesy jej tworzenia) od doświadczenia seksualnego i spostrzegli, że „kulturę tworzącą różne rodzaje relacji, sposoby istnienia, typy wartości, formy wymiany między ludźmi, które są rzeczywiście nowe, bo nie są ani homogeniczne, ani nałożone na rutynowe formy kultury” [Foucault 2013, 271]. Odejście od normy seksualnej jako źródła kultury pozwoli nam w końcu otworzyć pole nowych relacji, poszerzyć praktyki wolności. Pozwoli nad także dostrzec, że siłą naszej kultury są nie tylko relacje międzyludzkie, ale także te, które łączą nas ze zwierzętami czy artefaktami. I że to, kim jesteśmy, zależy od relacji, w jakie wchodzimy”.



W związku z powyższym domagam się sprostowania fałszywych informacji na mój temat, a także przeprosin od ks. Oko. Nie wykluczam obrony swoich praw przed sądem. 


List niemal identycznej treści wysłałem do tygodnika DoRzeczy.
Różni się on początkiem:

"W opublikowanym przez Państwa wywiadzie z ks. Oko (http://dorzeczy.pl/id,7280/Ks-Oko-jeszcze-przed-coming-outem-ks-Charamsy-identyfikowal-go-
jako-agresywnego-geja.html) znajduje się fragment dotyczący mnie. Ks. Oko stwierdza: "Całkowicie zgadza się z donosami, które w różnych miejscach
złożył na mnie pan Marcin Bogusławski (i wszędzie zostały odrzucone), popiera je i radzi, by składać je na nowo. Jednak pan Marcin jest walczącym
gejem, który w dodatku w centrum swojego życia umieścił propagowanie poliamorii, czyli skrajnej rozpusty. Może więc zobaczymy piękną parę – ks.
Krzysztof i pan Marcin razem przynoszący donosy na mnie we wszelkie możliwe miejsca. Tym bardziej że ksiądz tak bardzo dba o swój wygląd – jak to jest typowe w tym środowisku"". 

Wbrew ks. Oko moje pismo nigdzie nie zostało odrzucone, zwyczajnie nikt na nie nie odpowiedział. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.