piątek, 3 stycznia 2014

GOOD- BYE MISTER RUCH MUZYCZNY

Wystarczyło pół roku, by Ruch Muzyczny przestał istnieć. Trudno bowiem mówić, że pismo, w którym - poza Kacprem Miklaszewskim, a i tak ponoć na krótką metę (wcześniejsza emerytura) - nie pozostał nikt z dawnej redakcji, jest tym samym pismem.
Udostępniam oświadczenie Krzysztofa Kwiatkowskiego
A po nim także mój drobiazg i starą - która nie doszła na czas - odpowiedź Tomasza Cyza, potwierdzającą tylko, że wszelkie kontrargumenty zbywa się dogmatycznym: mam rację, a Pan się przyzwyczai.

"Wyrzucenie z pracy red. Moniki Pasiecznik było tym wydarzeniem, które ostatecznie zdecydowało, że 2 stycznia b.r. złożyłem wypowiedzenie umowy o pracę w „Ruchu Muzycznym”. Jest to z mojej strony protest przeciw praktykom, jakie dyrektor Instytutu Książki Grzegorz Gauden i red. Tomasz Cyz, stosują od czerwca 2013, czyli od czasu wyznaczenia red. Cyza na stanowisko redaktora naczelnego pisma.

Praktyki te zostały dobrze opisane m.in. w oświadczeniu zespołu redakcyjnego z 2 grudnia 2013 roku, w oświadczeniach i listach do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłoszonych m.in. przez przedstawicieli środowiska muzycznego, czytelników pisma i osoby, którym sprawy życia muzycznego są bliskie, a także przez Polską Radę Muzyczną, Związek Kompozytorów Polskich, magazyn „Glissando” oraz na blogu Doroty Szwarcman. Nie będę zatem powtarzał zawartych w nich opinii oraz wielokrotnie przytaczanych faktów – ograniczę się do podania powodów, dla których dalsza moja praca w kierowanym przez dyr. Gaudena i red. Cyza „Ruchu Muzycznym” stała się niemożliwa:

– nie potrafię przystosować się do atmosfery gróźb i represji, do bycia zdanym na łaskę kogoś, kto nagminnie posługuje się kłamstwami takimi, jak choćby uzasadnienia wyrzucenia z pracy Doroty Kozińskiej i Moniki Pasiecznik, świetnych, sumiennie wykonujących pracę redakcyjną autorek;
– nie potrafię pracować w zespole redakcyjnym, w którym opinia członków redakcji (w większości osób od red. Cyza lepiej wykształconych i bardziej doświadczonych) zupełnie się nie liczy, w którym brak niezbędnego dla twórczej pracy dialogu. Stylu rządów red. Cyza nie mogę zaakceptować zwłaszcza mając w pamięci sposób, w jaki Ludwik Erhardt, redaktor naczelny pisma w latach 1971-2008, łączył swój niewymuszony autorytet z szacunkiem dla opinii każdego z redaktorów;
– sytuację, w której decyzje o kształcie najpoważniejszego pisma muzycznego w Polsce bez konsultacji z zespołem redakcyjnym i ze środowiskiem muzycznym podejmuje merytorycznie niekompetentny wydawca uważam za wyraz chorych stosunków panujących w sferze zarządzania kulturą;
– uważam, że Tomasz Cyz nie nadaje się na tak poważne stanowisko, jakie sprawuje, o czym świadczą m.in. jego bezsensowne ingerencje w redagowane teksty, wypełnianie stron pisma obrazkami niezwiązanymi z treścią tekstów zamiast ilustracji o charakterze informacyjnym, zamieszczanie tekstów merytorycznie kiepskich i nie nadających się do fachowego pisma muzycznego, podporządkowanie publikowanych treści koncepcji graficznej, niefunkcjonalny layout;
– nawet gdybym zgodził się na praktyki pp. Gaudena i Cyza i ograniczył się do posłusznego wypełniania poleceń, nie mógłbym skutecznie wykonywać moich obowiązków redaktorskich, jako że autorzy, którzy dostarczali mi większość materiału do moich działów (zagraniczny i muzyki współczesnej) wstrzymali współpracę z „Ruchem Muzycznym” redagowanym przez Tomasza Cyza. Są to m.in. Rafał Augustyn, Tomasz Biernacki, Marcin Gmys, Maciej Jabłoński (Kraków), Dorota Kozińska, Monika Pasiecznik, Ewa Schreiber, Stanisław Suchora, Dorota Szwarcman, Jan Topolski. O sytuacji w „Ruchu Muzycznym” nie mogłem też nie powiadomić współpracujących z pismem wybitnych krytyków zagranicznych, jak Max Nyffeler i Gianluigi Mattietti. Nie wspominam już o wielu cenionych autorach, którzy nadsyłali teksty do innych działów.
Mojego ustąpienia z redakcji w żadnym wypadku nie należy rozumieć jako rezygnacji z walki o przywrócenie „Ruchowi Muzycznemu” charakteru fachowego pisma muzycznego, adresowanego do środowiska muzycznego i do bardziej wnikliwych melomanów, zdobywającego czytelników nie powierzchownymi „dizajnerskimi” atrakcjami, lecz dzięki rzetelnej publicystyce i niezależnej krytyce. Dążąc do tego celu powinniśmy przeciwstawić się taktyce dyr. Gaudena, która polega na przedstawianiu zespołu redakcyjnego jako ludzi niechętnych reformom, którzy nie chcą i nigdy nie domagali się atrakcyjniejszej szaty graficznej, stron internetowych, skutecznej promocji oraz energicznego, a zarazem fachowego i umiejącego kierować zespołem redaktora naczelnego – przykre, że wielu uczestników polskiego życia muzycznego wciąż w te wymysły dyr. Gaudena wierzy. Nie od dziś zresztą wiadomo, że trywializacja bardzo lubi przedstawiać się jako nowoczesność i często jej się to udaje.
Krzysztof Kwiatkowski

***
Mój FB-owy post:
"Szanowni Państwo, ze smutkiem definitywnie żegnam się z Ruch Muzyczny. Powodem nie są bynajmniej wątpliwości merytoryczne związane z nowym kształtem pisma i nowym sposobem prowadzenia redakcji. Choć jestem w te kwestie zaangażowany, zawsze uważałem, że krytykować można tylko coś, co się zna. I że krytyka nie przekreśla tego, co dobre. Żegnam się z przyczyn okulistycznych - moje trzecie podejście (tym razem ze względu na Patrice Chéreau) skończyło się tak samo - białymi plamami przed oczami, bólem głowy i zniecierpliwieniem, że bez przerwy nie jestem w stanie dotrwać do końca jednego artykułu. (En marge - to pierwszy krój czcionki, z którym mam nienaprawialne problemy). O problemach z nową czcionką pisałem już w październiku w liście do Tomasza Cyza. List nie spotkał się z żadną reakcją. Reagowanie na inne kwestie przekonało mnie z kolei, że na dyskusję z "wiedzącymi najlepiej" mija się z celem. Dziękuję za wspólne lata, za archiwalne numery, do który wciąż wracam. I życzę szczęścia, wszak przed nami Nowy Rok".

***
Odpowiedź Tomasza Cyza na mój list:
"Szanowny Panie,

Przede wszystkim cieszę się na kolejną porcję rzetelnych uwag tyczących 

projektu. Nic tak nie poprawia charakteru pisma jak krytyczna ocena 
tego, co się w nim dzieje, poddana przez różne filtry gustów, upodobań, 
przyzwyczajeń, skojarzeń.
Co do komentarza odnośnie unoszącej się wokół atmosfery, pozwoli Pan, że 
odniosę się do całej gamy zarzutów w osobnym piśmie - odpowiedzi na list 
p. Krzysztofa Marciniaka, który był pierwszy.
Co do uwagi o nieczytelności podziału na działy i tytuły oraz 
wątpliwości związanych z doborem nazw do poszczególnych działów (a także 
problemami z odczytaniem przez Pana, gdzie wariacje zaczynają się i 
kończą):
we "wstępniaku" opisałem nową strukturę, mogę to powtórzyć: punkt (lub 
Punkt), kontra (lub Kontra), rozmowa (lub Rozmowa), przetworzenia (lub 
Przetworzenia), wariacje (lub Wariacje). Z tego wynika, że wariacje w 
tym numerze ogarniają Kanon XIX/XX, szkic o muzyce Elżbiety Sikory, 
szkice o muzyce w filmach Almodovara oraz o muzyce w "Sprawie" 
Jarockiego. Jeśli te fakty nie są dość czytelnie podane w spisie treści, 
to weźmiemy to pod uwagę przy konstruowaniu kolejnego numeru. Felietony 
są poza działowe, w większości kończą poszczególne sekcje, ale żeby nie 
uśpić czujności Czytelnika, cykl Justyny Bargielskiej "wariuje" i 
wchodzi pomiędzy pozostałe teksty działu wariacje. Taka drobna igraszka.
Co do zarzutu o to, że "taki układ graficzny pojawia się bodaj tylko 
raz", to pojawi się on drugi raz w numerze 11(21) w tekście o Brahmsie, 
trzeci w numerze 12(22) w tekście o Mahlerze itd. Czytelnik po chwili 
przyzwyczai się, że nowa sekcja/dział "Wariacje" rozpoczyna się nowym, 
stałym dla każdego numeru otwarciem. Taki układ graficzny, mam nadzieję, 
jeszcze z nami wróci w kontekście "Ruchu Muzycznego", ale w przyszłości, 
więc proszę się powoli do niego przyzwyczajać.
Co do zarzutu do strony 52, to "chlujność" i standaryzacja - jako 
przeciwieństwo niechlujności i braku standaryzacji - powoduje, że tak 
właśnie wygląda połączenie tzw. stopka każdego festiwalu/premiery 
operowej/koncertu z żywą paginą. To nie jest rozwiązanie powszechne, 
cieszę się, że wzbudza dyskusje, a zobaczy Pan, że po 3-4 numerach 
Czytelnik nie będzie miał problemu z nawigacją po numerze.
Gra pomiędzy tytułem a leadem, pewna wariacyjność ich układów, cieszy 
nas niezmiernie. To także nowy element, będący przedmiotem tak pochwał 
(tak!), jak negacji. Podobnie charakter leadów, wyimków, zapraszający do 
lektury, czasem w sposób kontrowersyjny. To naturalne zachowanie w 
mediach drukowanych. Pozostaniemy przy tym rozwiązaniu.
Do do pytania o dział Przetworzenia i skąd taka nazwa, tak propozycja 
padła na jednym zebraniu od któregoś z członków redakcji, została 
zaakceptowana. Podskórnie wchodzi to w dialog z czymś, co powie jeden z 
najwybitniejszych kompozytorów polskich w nrze 11(21): za mało mamy w 
polskiej muzyce przetworzeń. My w RM mamy ok 40 stron.
Uwagi co do kroju czcionki przekaże projektującemu ją Markowi Knapowi. 
Ale pozwoli Pan, że nie odbędziemy publicznego głosowania lub referendum 
na ten temat: ile osób za, ile przeciw.
Co do Pańskich indywidualnych odczuć tyczących poszczególnych 
felietonów, to ponieważ są one indywidualne właśnie, pozostają poza moim 
komentarzem. Mogę jedynie powiedzieć, że stąd taka rozpiętość Autorów, 
by pomieścić różne pola widzenia i słyszenia. A uwagę o "szkolnym" 
charakterze tekstu Michała Bristigera puszczę mimo uszu. Tak głęboko, 
gęsto napisanego tekstu o tym, jak programować koncert, dawno nie 
czytałem.
Jeśli nie odnalazł Pan charakteru pisma "RM" jeszcze, to mam nadzieję, 
stanie się to wkrótce po kolejnych wydaniach.
z wyrazami szacunku
tomasz cyz
"Ruch Muzyczny"
red. naczelny". 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.