poniedziałek, 17 czerwca 2013

KŁOPTY Z BIELIK-ROBSON I BARTOSIEM, CZYLI KŁOPOT Z CHRZEŚCIJAŃSTWEM

Mam naturalną predylekcję do triad.
Pozostawiam psychoanalitykom, czy to echo indoeuropejskich korzeni (vide Dumezil), chrześcijaństwa (vide Trójca Św.), czy ukąszenia filozofią.
Tak czy owak zwyczajowo jednako nie lubię obu stron dychotomii funkcjonujących w naszej kulturze. 
Przykładowo jednakowo mierzi mnie realizm jak społeczny konstruktywizm; tak samo kontestuję konserwatyzm jak i progresywizm zrywający z tradycją; a w miejsce wynikającej li tylko z tradycji monogamii oraz nakierowanego na egoistyczne użycie singielstwa wolę związki oparte na odpowiedzialności i szczerości.
Jednakowo nie lubię także fundamentalizmu religijnego i fundamentalizmu ateistycznego
Dlatego cieszy mnie pojawiająca się i na naszym podwórku trzecia droga mówienia o religii - nastawiona krytycznie do takich form artykułowania postawy religijnej, które uwikłane są we władzę i przemoc, ale nie po to, by odesłać religię do kosza, ale po to, by poszukać tego, co w religijności życiodajne. 
Cieszy mnie jeszcze bardziej to, że ten sposób myślenia opuszcza powoli karty uczonych ksiąg i pojawia się w formie popularnej dobrej jakości. To ważne, zważywszy na to, jak bardzo rozbuchane publicystycznie są dominujące, fundamentalistyczne strony sporu o religię.
Bieżący rok przyniósł w tej kwestii dwie pozycje warte wspomnienia.
Pierwsza to rozmowa-rzeka pomiędzy Zygmuntem Baumanem i Stanisławem Obirkiem (O Bogu i o człowieku. Rozmowy).  
Druga, to utrzymana również w formie dialogu książka Kłopot z chrześcijaństwem, której "współautorami" są Agata Bielik-Robson oraz Tadeusz Bartoś.

Książkę Baumana i Obirka znam z obszernych fragmentów publikowanych w Odrze. Wiele poruszonych tam wątków wydało mi się ciekawych, drażnił mnie jednak jej styl. Bauman bowiem nie znalazł w Obirku dyskutanta, a ucznia, zbyt często zwracającego się po obinię do Baumana-mistrza. Za dużo mizdrzenia, za mało agonicznego współmyślenia - mówiąc najkrócej.

Inaczej niż w przypadku Bielik-Robson i Bartosia. Tutaj dyskutanci różnią się od początku: Ona odwołuje się do płodnej tradycji judaizmu krytykując hellenistyczne wpływy w chrześcijaństwie; On z szacunkiem odnosi się do fuzji Aten i Jerozolimy, pokazując, dlaczego wciąż warto wracać i do Grecji i do średniowiecznej Europy.
Książka Bielik-Robson i Bartosia ma jeszcze jeden plus, którego nie miały Odrzane fragmenty rozmów Bauman-Obirek - Wydawca (Czarna Owca) zadbał o przypisy, wyjaśniające stosowane przez rozmówców odwołania. Pozwoliło to zatem nie rezygnować z erudycji filozoficznej czy teologicznej, a jednocześnie wydać książkę przejrzystą dla ludzi, którzy swobodnie w tych regionach się nie poruszają.

***

Najgorszą rzeczą, jaką można zrobić z Kłopotami z chrześcijaństwem to zlekceważenie tej książki.
Jest takie niebezpieczeństwo, gros katolickich publicystów traktuje bowiem Bartosia jak ucieleśnienie psychicznego resentymentu, którego opinie wypływają jedynie z uprzedzeń.
Z kolei wszelkiej maści "nowi ateiści" mogą zlekceważyć ten dyskurs jako nienaukowy i teologiczny, odrzucając wszystko to, co w tym dyskursie cennego i istotnego.

Perspektywa, w jakiej należy widzieć tę książkę, to perspektywa krytyki lojalnej.
Chodzi w niej zatem o to, by kwestionować konkretne przejawy religijności czy pseudo-religijności, dążąc do ocalenie tego, co w tradycji judaizmu i chrześcijaństwa najcenniejsze, a mianowicie wezwania do aktywnej miłości bliźniego, znajdującej wyraz w postawie bezinteresownej dobroczynności, życzliwości, wspierania się nawzajem, szacunku i współodczuwania ze wszystkimi istotami żywymi, zmagającymi się ze śmiercią.
Postawa taka możliwa jest tylko w zmaganiu się z tradycją, w przyswajaniu jej poprzez agon, jak chce Bielik-Robson za Haroldem Bloomem.

Zmaganie to może oczywiście przebiegać różnorodnie.
Bartoś wskazywał będzie na etyczne konsekwencje arystotelizmu, na upodmiotowienie człowieka, na uczynienie zeń (i z jego sumienia) autonomicznego źródła moralności.
Bielik-Robson z kolei odwoływać się będzie do prawa, jako drogi uczenia się tego, czym winna być postawa wobec drugiego człowieka.

Bartoś będzie odsłaniał pluralistyczny potencjał średniowiecznej hermeneutyki kościelnej.
Bielik-Robson będzie mówić o szkołach wykładania Tory, o tym, że samo Prawo (tożsame z Objawieniem) jest niczym naturalny fakt wymagający wykładni - ono jest jedno, ale wykładni może być wiele.

Bartoś będzie mówił o ożywczych składnikach cywilizacji francuskiej.
Bielik-Robson będzie apologetką cywilizacji anglo-saskiej.

Dzięki tym różnicom tym ostrzej jednak widać będzie łączącą ich ziemię wspólną: szacunek względem religii przynoszącej wyzwalające postawy dobroczynności i współpracy, religii rozumianej uniwersalnie (a nie lokalnie, narodowo, krytykę takiej polskiej wersji katolicyzmu wnikliwie zresztą przeprowadzając, pokazując - to Bielik-Robson - dlaczego choćby trudno mówić o autentycznej katolickiej religijności Jarosława Kaczyńskiego), będącej podstawą do rzetelnej krytyki idei "cywilizacji śmierci", której przeciwstawia się przekonanie, że nowoczesność jest ruchem ucieleśniania chrześcijaństwa, budowania hic et nunc wspólnoty, dla której ważne są wolność, braterstwo i równość.

Dyskutnanci ważą argumenty i w swej krytyce są uczciwi.
Ganiąc feudalny charakter polskiego Kościoła Katolickiego równie mocno dyskutują o Wyborczej (Bielik-Robson pokazuje, jak jej zdaniem to Wyborcza doprowadziła do niepotrzebnego podziału społeczeństwa i wykreowała katolicyzm na modłę toruńską).
Ganiąc Karola Wojtyłę za "cywilizację śmierci", równie mocno krytykują Giorgio Agambena, którego koncepcja obozu i homo sacer jest kontynuacją tej samej linii myślenia.

Rozmowa obfituje w wiele mocnych, kontrowersyjnych tez (choćby przeprowadzona krytyka piękna czy zarzucenie bezpłodności kulturowo nadużywanego słowa miłość), niekiedy po niesprawiedliwość (jak w przypadku mocno stereotypowych i "rosyjskocentrycznych" uwag na temat prawosławia), ale to dobrze, skłaniają one bowiem do refleksji i znalezienia odpowiedzi na własną rękę i własną miarę.

***
Nie jest jednak tak, że wszystko w tej książce jest udane.
Uczucie niedosytu brało się u mnie z tego, że rozmówcy mają ewidentnie odmienne temperamenty.
Bartoś kieruje się postawą krytyki włączającej, jest maksymalnie niedogmatyczny, pyta (czy to tradycję chrześcijańską, czy Bielik-Robson) po to, by wynieść z odpowiedzi coś konstruktywnego. Jest w drodze.
Bielik-Robson znalazła swoje prawdy: niechęć do greckości, niechęć do tomizmu, apologię judaizmu i zamiłowanie do Anglii.
Jej bezkompromisowa wiara powoduje, że obok opowieści o twórczym, witalnym potencjale judaizmu i cywilizacji anglo-saskiej doskonale trafia w czułe punkty katolicyzmu, uwikłanego w kontekst polski, ale także francuski (antyklerykalność oświeceniowa).

Takiej samej trafności w odsłanianiu "wad" judaizmu i Anglii brakuje zaś Bartosiowi, a szkoda.
Warto by bowiem powypytwać Bielik-Robson o stosunek Żydów do Palestyńczyków, o miejsce kobiety w judaizmie, o problemy wrażliwie opowiedziane w Oczach szeroko zamkniętychm. Można by - poskolonialnie - pytać o imperializm (widoczny w dyskursie filozoficznym), czy o stosunek do inności, emblematycznie widoczny na przykładzie Alana Turinga.

Widać nie tym razem. I być może nie w tym gronie. A szkoda, zwłaszcza, gdy czyta się, że "chrześcijaństwo jest jak worek, z którego każdy wyciąga to, co chce wyciągnąć" (Bartoś); "Podobnie jak wszystkie inne żywe tradycje religijne, łącznie z judaizmem. Ja też w końcu reprezentuję tylko jeden mały wycinek tradycji, ten akurat wyjątkowo mało konserwatywny..." (Bielik-Robson).
Widać, Bartoś bliższy jest w praktyce agonistycznej krytyce lojalnej Blooma i jak dla mnie Jego postawa jest bliższa i bardziej inspirująca.

Tak czy owak książkę warto przemyśleć, a Czarnej Owcy pogratulować kolejnego ważnego tytułu i kolejnej dobrze zrealizowanej misji edukacyjnej. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.