środa, 8 maja 2013

BELLA MIA FIAMMA... MOZART OLGI PASIECZNIK

Dwie arie ... skomponowal Signore Maestro Mozart, aby sprawić przyjemność Madame Lange, ponieważ napisane przez Signore Maestro Anfossiego nie pasują do jej możliwości ani do jej głosu. Pragniemy zwrócić na to uwagę, by zaszczyt przypadł temu, komu się należy i w najmniejszym stopniu nie stanowił uszczerbku dla renomy i reputacji sławnego neapolitańczyka

- notatkę tę kazał wydrukować Wolfgang Amadeusz w libretcie do Il curioso indiscreto Pasquale Anfossiego, którą okrasił ariami pisanymi dla Alojzy Weber-Lange i Valentina Adambergera.

Notatka ta jest przewrotna, zważywszy na fakt, że - jak donosił Mozart ojcu - "tylko moje arie przyjęto z aplauzem".

Nie ma w tym nic dziwnego, albowiem arie koncertowe, zarówno te, którymi inkrustował operę Anfossiego, jak i te powstające od 1777, są klejnotami czystej wody.
Mozart zawarł w nich niesamowitą paletę emocji, dążąc do tego, by połączyć w jedno "dbałość o wyraz tekstu poetyckiego i wydobycie jego własności dramatyczno-emocjonalnych" z "ekstremalnym popisem wokalnym" (siekanym makaronem - jak sam go nazywał), pojmowanym retorycznie, służącym "dramatycznej intensyfikacji".  Dążył także do tego, by aria nie była wyrazem uniwersalnego, odpersonalizowanego afektu, ale by służyła budowaniu emocjonalnie wiarygodnej postaci, czemu służyło dyskretne opracowywanie loci topici (niech przykładem będą niedomówienia i przemilczenia w Vorrei spiegarvi, o Dio!), mistrzowsko wyzyskana koloratura czy zmyślnie dobrane instrumenty obbligato
Mógł sobie na to pozwolić, komponując arie koncertowe z myśląc o słynącej z olbrzymiej skali głosu i sprawności technicznej Weber-Lange czy dbającą o wyrazową stroną muzyki Józefę Duszek*.

***
Arie koncertowe Mozarta nie są repertuarem przesadnie u nas cenionym.
Wykonuje się je z rzadka, zazwyczaj na specjalnie profilowanych koncertach. 
W sumie nic w tym dziwnego, stawiają bowiem przed wykonawcami piekielne niemal trudności. Wokalno-warsztatowe rzecz jasna, ale przede wszystkim wyrazowe: artysta-śpiewak musi wyczarować z nich postać, obdarzając ją niepowtarzalnymi cechami, ożywić afekty, wydobyć pozamuzyczne sensy ozdobników. 
Piękny głos, dobry warsztat, znajomość retorycznych prawideł tamtej doby, naturalność i intuicja, wyrazista osobowość - bez tych przymiotów arie koncertowe Mozarta nie zaistnieją, stając się tylko pretekstem dla mniej lub bardziej udanego popisu bez znaczenia, do interpretacji sprawnej i poprawnej, ale pozbawionej indywidualnego rysu, bezosobowej.



Piękny przykład tego, jak Mozarta śpiewać należy dała ostatnio Olga Pasiecznik na płycie Bella mia fiamma... Mozart Concert Arias.
Artystka obdarzona jest ciemnym i gęstym w brzmieniu sopranem o niekończącej się liczbie kolorów. Czasem staje jasny, lekko różowy i przypomina w barwie flet, czasem staje się świetlisty i ciemny jak bordeaux w prześwietlonym słońcem kieliszku, czasem zasnuwa się mgłą i staje lekko nosowy, a czasem ciemnieje jak krew opalizując miedzianą poświatą. Przy tym jest to głos niezwykle kobiecy, czuć w nim dojrzałość, namiętność, zmysłowość.

Interpretacje Pasiecznik zawsze wyrastają z tekstu, który artystka poddaje wrażliwej interpretacji. Koloratury, sposób prowadzenia głosu, logika fraz dostosowane są każdorazowo to dramaturgicznych wymogów kompozycji i nigdy nie stają się pustym popisem. Wystarczy posłuchać w jak stawia nutę, gdy śpiewa timor  w Chi sa, chi sa qual sia, czy jak koloruje słowa śpiewając Se de'tormenti suoi, Se de' sospiri miei Non sente il ciel pieta z Vado, ma dove? by odczuć wielkość (ludzką wielkość) jej interpretacji, osobowość, dramatyczny nerw. Niektórym przeszkadzać może jej wibrato, zwłaszcza w górze, ale - poza jednym przypadkiem - wykorzystuje je w celach wyrazowych, jak na mój gust w pełni zasadnie.
Pięknie także dialoguje z (pysznie brzmiącą!) orkiestrą oraz instrumentami obbligato, niezwykły w wyrazie i brzmieniu jest zwłaszcza duet z pianoforte (Natalia Pasiecznik) w Ch'io mi scordi di te? 

***
Tym jednym przypadkiem jest Vorrei spiegarvi, o Dio!. Nie podoba mi się manieryczne wibrato artystki, moim zdaniem (a są zdania odmienne, które szanuję) jej głos traci w górze swobodę, krągłość i swoistą gęstość. W konsekwencji pierwsza, serenadowa część traci marzycielski urok. 
Oddając jej sprawiedliwość muszę jednak dodać, że nie znam wykonania Vorrei..., które byłoby wolne od wad. Na korzyść Pasiecznik przemawia emocjonalna wiarygodność wykreowanej przez nią postaci. W allegro Jej Clorinda staje się kobietą z krwi i kości, miotaną autentyczną zazdrością zapamiętującą się nawet w przekleństwie. 

***
Cieszę się, że mogę ponarzekać, świadczy to bowiem o tym, że płyta Pasiecznik jest wyrazem jej bezkompromisowych poszukiwań, odwagi i osobowości.
W stosunku do jej propozycji nie można bowiem przejść obojętnie, tak, jak przechodzi się w stosunku do płyt gwiazd(ek) promowanych przez największe na rynku lable (jeśli ktoś z Państwa chce zrozumieć różnicę między retorycznym rozumieniem koloratury a pustym, to jest wyzutym z treści, popisem niech zestawi Pasiecznik z Rossinim Aleksandry Kurzak).

Dobrze, że czas takich śpiewaków jeszcze nie przeminął, że są - także u nas - głosy naprawdę piękne i osobowości naprawdę silne.  
Zgadzam się z Jadwigą Rappe, że dominująca u nas repertuarowa sztampa i zawiść starszych koleżanek nie pozwalają im się rozwijać w repertuarze ciekawym i dla głosu, i dla słuchaczy, innym jednak od kanonu, którego pełno Ci u nas na scenie, a akademie zbyt małą uwagę zwracaja na rozumienie tekstu i znajomość stylów wykonawczych. .
Przykład Pasiecznik przywraca jednak wiarę, że mimo to się da! 


__________
*W tym fragmencie korzystałem z książki Jarosława Mianowskiego Afekt w operach Mozarta i Rossiniego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.