sobota, 1 grudnia 2012

O MIKOŁOWIE, SERNIKU, BATAILLE'U I BYCIU SŁOŃCEM

Mikołów za nami. Znaczony w pamięci różnorako, acz pozytywnie. 
Pysznym sernikiem Kasi na przed-wyjazdowy deser.  
Ujmującym rynkiem, przypominającym czeskie miasteczka.
Hotelową gościnnością i serdecznością.
I oczywiście spotkaniem wokół książki Krzysztofa Matuszewskiego o Georges'u Bataille'u.

Miło było czuć, że Autor jest tam osobą wyczekiwaną, a wznowienie Jego książki prawdziwym świętem.

Książka została wznowiona wyśmienicie - wydrukowana na dobrym papierze, elegancką czcionką. Ze stylową okładką zdobną w zdjęcie Matuszewskiego po mistrzowski zrobione przez Tomka.

Rozmowa była gorąca. Temperaturą odmiennych perspektyw, w jakich umieszczamy nasze odczytania Bataille'a. Bardziej apokaliptyczne i uhistorycznione Pawła Pieniążka. Mistyczno-egzystencjalne Krzysztofa. I moje - w jakiejś mierze progresywne, szukające bowiem u Bataille'a narzędzi do mówienia o doświadczeniu współczesnego człowieka.
Rozmawiało się zaś komfortowo. W odpowiednio spektakularnych, ale jednocześnie mocno domowych warunkach. W których najbliżsi znajdowali się pośród słuchaczy (miło bylo puścić oko czy uśmiechnąć się, a nawet porozumieć ruchem warg) i w pamięci - był bowiem z nami przywołany przez Krzysztofa duch Pani Teresy Nowackiej.   

Nieco prowokacyjnie powiedziałem w trakcie panelu, że Bataille'a czytać już nie mogę, za to Krzysztofa piszącego o Bataille'u - jak najbardziej.
Generalnie jest tak rzeczywiście, ale z drobnymi wyjątkami.
Jednym z nich jest Część przeklęta Bataille'a, która spoczywa teraz obok mnie.

Po intensywnej rozmowie z Tomkiem poczułem bowiem, że Bataille'owi i Krzysztofowi zawdzięczam jeszcze jedną ideę, o której do tej pory nie wspomniałem. 
Ideę nieekonomicznej ekonomii, związanej z iście słonczeną rozrzutnością energii. 

***

Ekscentryczne dla współczesnego człowieka wywody na temat ekonomii zasadza Bataille na fundamentalnym przekonaniu, że zasadniczo bogactwem jest energia. Albowiem jej kumulacji i wydatkowaniu służy ostatecznie nasze zaangażowanie w pracę, produkcja i konsumpacja. Zwyczajowo ekonomia zajmuje się takim regulowaniem przepływu owej energii, by w nieskończoność ją kumulować. Stąd nasze przywiązanie do gromadzenia dóbr i ocenianie wartości Innych przez pryzmat ich pozycji materialnej.

W pędzie do kumulowania i w tendencji do wartościowania ludzi ze względu na ich pozycję w "świecie-mieć" dostrzega Bataille czystą aberrację. A to dlatego że naczelną zasadą życia jest dla niego nie gromadzenia, a wydatkowania: świat żyje dzięki słońcu, które bezinteresowanie dzieli się z nami zasobami energetycznymi. Energia słońca jest energią, która się zatraca, służąc rozwojowi roślin i zwierząt. Inaczej jest z energią kumulowaną, której jedynym celem jest rozwój systemu, który nakazuje ją gromadzić. 

Zdaniem Bataille'a każdy z nas jest promieniem słonecznym, powinien więc uczestniczyć w logice wzrostu, dzieląc się sobą aż po zatratę.
Oczywiście, można powiedzieć, że to tylko pobożne życzenie. Dopada nas bowiem codzienność i konieczne relacje z ludźmi wartościującymi świat według innych, materialistycznych kategorii.
Nie chcę temu przeczyć. Ale nie chcę też przeczyć Bataille'owi.

*** 

Najdramatyczniejsze pytanie, jakie usłyszałem ostatnio brzmiało: "po co Ci jestem?"
Odpowiedź na nie wymagałaby wejścia w logikę materialistycznej ekonomii kumulacji. Wymagałoby uprzedmiotowienia osoby, która pyta.

Ale na to pytanie da się również odpowiedzieć okrężnie - Bataille'em. 
Taka odpowiedź mogłaby brzmieć:
- bo jesteś promienień słonecznym, 
- bo spontanicznym zamknięciem mojej dłoni w swojej dłoni pozwalasz mi żyć,
- bo spontanicznym poczochraniem obracasz w perzynę całe zło tego świata,
- bo...

***

Prawdziwej wartości osoby nie da się przeliczyć na akumulowane dobra. Ona rodzi się w spontanicznym dzieleniu się sobą. Jak słońce, taka energia rozgrzewa i rozjaśnia, leczy, uduchawia, przynosi radość. A co najważniejsze, nie wyczerpuje się, więc jej dawanie nie musi budzić zazdrości (ta jest pochodną ekonomii akumulacji). 

By dawać trzeba jednak wiedzieć, że jest się owym słonecznym promieniem, a więc wyzbyć się lęków i kompleksów, które hamują dawanie (sam Jezus mówi, że kochac innych można tylko o tyle i tylko w takim stopniu, w jakim kocha się siebie).  

Bezduszna ekonomia akumulacji przetrąca w nas to poczucie, bo zalęknionym, niesuwerennym człowiekiem łatwiej posłużyć się dla dobra systemu. 

*** 

Myśląc o tym, gdzie między ludźmi zaczyna się miłość, rzekłbym, że zaczyna się w momencie, gdy mimo swojej słabości i zakorzenionym bolączek stać ich na bycie dla siebie promieniami słońca. Cieprliwie przepracowującymi granice, wbudowane w ciała i dusze przez tych, dla których najważniejszy jest system.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.