niedziela, 30 grudnia 2012

NOLI ME TANGERE, MINISTRO!

Ministrze Kudryckiej
et consortes
  
1. 
W swojej książce o post-polis Ewa Rewers przywołuje anegdotę dotyczącą Jurija Łotmana, który komentował niegdyś jedno z opowiadań Antona Czechowa.
W opowiadaniu tym bohaterem był inżynier - dumny twórca mostów, który bolał nad tym, że jego nazwisko jest nieznane w odróżnieniu od nazwiska jego kochanki, podrzędnej (także w mniemaniu samego inżyniera) śpiewaczki.
Odnosząc się do tego wątku Łotman stwierdził, że inżynier nie wiedział, że sztuka śpiewaczki - choćby niezbyt wysokich losów - jest zawsze zindywidualizowana, podczas gdy on - budowniczy mostów - bierze udział w przedsięwzięciu wyzutym z osobowości, anonimowym.

2.
Przytoczoną anegdotę wykorzystuje Rewers jako kontrastowe tło. Pokazuje bowiem, ze dziś czasy się zmieniły. Nie dość, że doskonale znamy nazwiska twórców mostów, ale ponadto most stał się ważną kategorią ontologii, mających opisać sytuację współczesnych miast i współczesnej kultury.
Pierwszym ze znanych "budowniczych mostów", o których mówi dalej Rewers, jest konstruktor i architekt Santiago Calatrava - twórca choćby Puente del Alamillo w Sewilli. Mostu Pokoju w Calgary czy Mostu de la Mujer w Buenos Aires.

3.
Piszę o mostach nie bez kozery.
W Polsce tkwimy ciągle w czasach z opowiastki Czechowa. 
Do tego nie próbujemy - nawet anonimowo - tworzyć mostów, które byłyby dziełem sztuki.
Tym samym nie rozumiemy zupełnie kulturowego (ontologicznego) znaczenia mostu.
Tak samo, jak przestaliśmy rozumieć, kim - dla kultury - jest ten, kto mosty tworzy.


4.
Przypomniał mi o tym Karl Dedecius swoim szkicem Sztuka przekładu [Odra 12/2012].
Pisze on tam, że "klasyczna starożytność" nazywała "budowniczym mostów" kapłana, a więc pośrednika między bogami i ludźmi, a dokładniej tłumacza przekładającego to, co boskie, na to, co ziemskie i to, co ziemskie na to, co boskie. 

Most jest dla Dedeciusa symbolem przezwyciężania tego, co dzieli (a dzielić nas może wszystko: "geografia, historia, ekonomia, ideologia", czas czy czasopismo). Jest symbolem porozumienia, bez którego nie ma pojednania. Porozumienie zaś jest dzieckiem rozumu i (z)rozumienia.
"Rozum, (z)rozumienie, porozumienie zdane są [zaś] na pośrednictwo" tłumacza. Tłumaczącego wspólnocie jej własne doświadczenia, jak i przekładającego je na języki inne, zewnętrzne, niekiedy obce.  

"Tłumaczenie piśmiennictwa humanistycznego i literatury pięknej - pisze Dedecius - jest dla narodów tym, czym dla ludzkiego organizmu przemiana materii lub krążenie krwi. W procesach tych chodzi wszakże także o to, aby nie dopuszczać do powstawania zatorów grożących zatorami i chorobami".

5.
Rolę pontifexa, tłumaczącego wspólnocie jej własne doświadczenie, pełnią "rodzimi" humaniści
Ich zadaniem jest ochrona własnego języka, pielęgnowanie rugowanych z niego wartości i znaczeń, a także otwieranie na wartości i znaczenia nowe, wyłaniające się wraz z przekształceniami kultury. Tym samym rolą ich jest ochrona wspólnotowego domostwa, od Martina Heideggera wiadomo przecież, że język jest domostwem bycia.

By chronić macierzysty język trzeba jednak także wystawiać go na próbę zewnętrzności, a więc oddać w ręce tłumaczom, którzy przeniosą go, przekształcą i przekażą. Którzy zdekodują w nim tylko część znaczeń i napiszą nad nimi inne, wynikające z własnych doświadczeń i ze specyfiki tego, co dla nich macierzyste.  



6.
Jako się rzekło, tkwimy w Polsce w czasach z opowiastki Czechowa. Nie pojmując nic z kulturotwórczej roli pontifexa.
Nie rozumiemy, że zadaniem humanisty jest ochorna macierzystego domu i kształtowanie jego przyszłego oblicza. 
Nie pojmujemy, że jego żywiołem jest w pierwszym rzędzie macierzysty język, będący punktem wyjścia do translacyjnej gry przekształceń i przebudowy. 
Nie wiemy także nic o tym, że rolą humanisty jest budowanie mostów, a więc łączenie w jedność (sieci) wielości elementów.   

Wiemy za to, że zadaniem humanisty jest unifikowanie róznorodności doświadczenia poprzez wyrzeczenie się tego, co macierzyste (choćby polszczyzny) na rzecz tego, co podobno międzynarodowe (angielszczyzna).
Wiemy też, że rolą humanisty nie jest ochrona współnotowego świata, ale sprzyjanie kapitałowi przez współpracę z biznesem. 
Wiemy w końcu, że humaniście nie może chodzić o tłumaczenie swojej wspólnocie jej własnego doświadczenia, musi bowiem mówić tak, by zrozumiał go obcojęzyczny ekspert oceniający wnioski o humanistyczne granty.

Marzę o tym, żeby Polsce przytrafił się jej własny Calatrava. 
Marzę o tym, by w krajobraz wtopiły się mosty-arcydzieła.
Marzę w końcu, byśmy zrozumieli, jak ważne dla kultury jest "budowanie mostów".
Zrozumienia tego wszystkiego życzę naszym decydentom. 
Póki co - życząc sobie i im, by od humanistyki... noli tangere!  

3 komentarze:

  1. Zgadzam się! Mówmy poprawnie po polsku, myślmy o świecie jako całości, realizujmy projekty, które będą nas rozwijać;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mylenie architektów z budowniczymi ładnie pokazuje dlaczego polska humanistyka ma problemy z budowaniem metaforycznych mostów. Tymczasem - nawet w obrębie metafory humanistyki-mostu - rozróżnienie między koncepcją a wdrożeniem jest stosowalne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niespecjalnie wiem, czy ktoś tu coś myli. Wystarczy zerknąć na użycie cudzysłowów.
    Inna sprawa, że u nas architekta wciąż nie traktuje się jak artystę. Calatrava jest architektem-artystą i myślę, że to jednak On odpowiada za swoje mosty. Tak jak rzeźbiarz odpowiada za rzeźbę, mimo że odlewał ją ktoś inny (przecież, jeśli odlew rzeźbiarza nie zadowala, oficjalnie się od niego odżegnuje, a niekiedy nawet wytacza proces).

    Nasuwa mi się tu jedna uwaga - humaniści mają budować mosty-koncepcje (jak Calatrava), by ktoś je wdrażał. Zawsze jednak nadzorując pracę w terenie :-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.