czwartek, 6 grudnia 2012

LIST POSTMODERNISTYCZNEGO DIABŁA NA 2 NIEDZIELĘ ADWENTU

[1] Max Weber upatrywał w chrześcijaństwie reformacyjnym zasadniczej przyczyny pozwalającej ukształtować się społeczeństwu kapitalistycznemu. Oczywistość tej tezy dotarła do mnie wczoraj przy okazji dyskusji nad tekstem Tadeusza Ślipko dotyczącym etyki zwierząt. Zdałem bowiem sobie sprawę z tego, jak ważnym elementem etyki chrześcijańskiej jest pojęcie środka, podporządkowane logice antropocentrycznej ekonomiki. Uświadmołem też sobie, że nie idzie tu wcale tylko o chrześcijaństwo reformacyjne, ale o całą formację chrześcijaństwa Zachodniego, czyli tego, które zbyt mocno odeszło od mistagogii i sakramentalności, a zbyt mocno związało się z regulowaniem spraw codziennego życia.

[2] O tym, jak przerażająca jest "etyka środków", można przekonać się czytając bezpardonowe wyznanie Ślipki, że zwierzęta "w stosunku do człowieka pełnią rolę środka umożliwiającego realizację zadań dysktowanych mu jego moralną naturą".

Co prawda Autor mityguje się twierdząc, że jego pojęcie środków nie powinno być rozumiane wąsko, jak w utylitaryzmie, ale szeroko, traktując przyrodę jako przedmiot kontemplacji, symbiozy i produkcji, zastrzeżenie to okazuje się jednak czczą retoryką. Albowiem to, co jest tylko przedmiotem nie posiada ani autonomicznej wartości, ani uprawnień podmiotowych. Oznacza to, że i owszem, powinniśmy traktować przedmioty humanitarnie i troskliwie, ale nie ze względu na nie same, a tylko ze względu na nasze dobre samopoczucie. Nie powinniśmy również bać się zadawania im cierpienia we wszystkich tych sytuacjach, gdy korzystamy z nich dla dobra człowieka.

[3] Cierpienie bowiem nie ma samo w sobie charakteru zła moralnego, a jest jedynie złem fizycznym. Dotyczy to zresztą każdego cierpienia, nie tylko zwierzęcego, ale i ludzkiego. Ślipko podkreśla, że zło fizyczne jest wynikiem "ograniczoności i niedoskonałości" wszystkich bytów materialnych, przez co należy do kategorii zjawisk moralnie obojętnych. Zło moralne nadbudowuje się wtórnie nad złem fizycznym jako efekt konkretnych intencji, pobudek "i innych okoliczności, w których człowiek" podejmuje się określonego działania.

[4] Podmiotowość moralna człowieka i przedmiotowe traktowanie zwierząt wynika oczywiście z wyższości człowieka nad zwierzęciem.
Zwierzę wprawdzie czuje, troszczy się o potomstwo, przywiązuje do ludzi, jednakże nie myśli. Porusza się w świecie wyznaczanym granicami poznania zmysłowego i zdeterminowanego przez instynkty. W odróżnieniu od człowieka, który jako istota rozumna posiada (przynajmniej potencjalnie) możliwość wolnego wyboru, będącego warunkiem sine qua non traktowania kogoś jako podmiot moralny.   

[5] Tak uzasadniana wyższość człowieka nad zwierzętami nie jest niczym nowym. Od dawna jest również krytykowana; nie sposób więc zreferować wszystkich argumentów krytycznych, jakie przeciwko tej koncepcji wymierzono. 
Dla moich celów wystaczy poruszenie dwóch spraw.

[6] Pierwszą, jest stosunek Białych do Czarnych.
Biali do dziś uważają się za twórców cywilizacji, gloryfikując rolę Europy jako macierzy wszystkiego, co kulturowo i cywilizacyjnie wartościowe i wzniosłe. Czarni zaś - mimo zewnętrznego podobieństwa do ludzi rozumnych - łatwo traktowani byli/są jako zwierzęta gorsze, ewolucyjnie zacofane, idealnie nadające się więc do realizacji "moralnie zasadnych celów Białych". Przykładów na takie traktowanie mamy co nie miara - poczynając od niewolnictwa, przez medyczne eksperymenty na Afroamerykanach, po traktowanie Afryki jako kontynentu ciemnych barbarzyńców.
Zasadniczo takie nastawienie jest już czymś przeszłym. 
Zasadniczo, wciąż bowiem budowane są naukowe "testy", pokazujące niską inteligencję Czarnoskórych.
Zasadniczo, albowiem nasz stosunek do Czarnych odsłaniają symptomatyczne, a bardzo popularne kawały.

[7] Drugą jest stosunek chrześcijań do homoseksualistów.
Homoseksualistów - o ile chcą być sobą i kochać - nie traktuje się tu bowiem jako autonomiczne źródło moralności, ale jako przypadek dewiacji, wymagającej leczenia. 
Jaskrawym przykładem takiego podejscia jest lubelski ośrodek Odwaga, w którym nie tylko leczy się osoby homoseksualne, wyprowadzając je z moralnego chaosu, ale wspiera (powiedziałbym - indoktrynizuje) ich rodziców. 
Wystarczy poczytać zamieszczone na stronie ośrodka "świadectwa" by zrozumieć, że homoseksualiści są środkiem do rozwijania "zadań heteroseksualnej większości realizującej swoją moralną naturę"; zadań nnadzwyczaj istotnych, zmierzających bowiem do wydobycia moralnej podmiotowości z osób, które w chaosie swojej seksualnej kondycji ją zagubiły. 

[8] Celowo nie dobrałem przykładów dotyczących zwierząt, a ludzi. Na wybranych przeze mnie przykładach widać doskonale, jak ideologicznie obciążone jest chrześcijańskie założenie dotyczące "moralnej podmiotowości człowieka".  Jawny staje się również wąski i normatywny sens charakterystycznej dla chrześcijaństwa Zachodniego i wyrosłej z niego kultury koncepcji "racjonalności" i "człowieczeństwa". 
Jest on wąski i normatywny dlatego że 
- oddziela ludzi od nie-ludzi,
- pozwalana przeprowadzenie podziału wewnętrz ludzkości,
- daje szansę na odrzucenie zdobyczy nauki i uznanie ich za nieracjonalne w każdej sytuacji, gdy praktyka naukowa kwestionuje chrześcijańskie poglądy na moralność (Odwaga jest tu doskonałym przykładem, swoją drogą to ciekawe, że w świeckim państwie może działać ośrodek leczący z czegoś, co nie jest chorobą). 

[9] Wszelkie działania Chrystusa były zawsze inkuzywne. Podkreślał On również opatrzność boską sprawowaną nad zwierzętami. Adwent jest dobrym czasem, by zastanowić się, czy etyka chrześcijańska, którą pokazuje się nam jako jedynie słuszną, jest tak samo inkluzywna i otwarta zarazem na świat ludzi i nie-ludzi. 
Jeśli nie jest (a sądzę, że nie jest - jest ekskluzywistyczna i niszcząca) warto zastanowić się, czy jest sens dalej nią żyć. Zwłaszcza wtedy, gdy chce się wierzyć. 

[10] Refleksyjnych i chętnych zaś proszę o podpisanie petycji
      


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.