poniedziałek, 9 lipca 2012

RIMBAUD, MON ANGE GARDIEN

     Co można robić, słuchając Messiaena? Marzyć o heliotropach i myśleć o poetach, których połączyły te kwiaty - o Iwaszkiewiczu i o Rimbaudzie, tłumaczonym (także) przez Iwaszkiewicza.
     Zawsze myślałem, że najtrudniej przyjdzie mi pisać i mówić o miłości i o Celanie, który stał się dla mnie metonimią śmierci. A więc o dwóch egzystencjalnych istnościach, które dotknęły mnie i naznaczyły w sposób szczególny. Obu jednak odwdzięczyłem się i słowem, i - w jakiejś mierze przynajmniej - życiem. Zupełnie bezradny zaś czuję się w przypadku Rimbauda.
    Odkryłem go dawno temu. Jako cezurę dzielącą to, co dawne od tego co nowe, język zrytmizowanej i przegadanej poezji od języka skrótu, zgęszczenia emocji, przemilczenia.
    Odkryłem go jako (po)nowoczesnego poszukiwacza własnego ja. Nie bojącego się przekraczania granic wytyczonych przez petits bourgeois, zagubienia w konwulsyjnej malignie własnych doznań, odczuć, synestezyjnego obcowania ze światem.
    Odkryłem go jako przestrogę przed tym, by nie igrać z uczuciami drugiego człowieka, tego że granica mojej wolności musi się kończyć tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.
     Odkryłem go jako znak niezgody na osamotnienie, ale także jako symbol heroizmu - pójścia w osamotnieniu aż po kres, przed którym się nie ucieka.

     Pamiętam, jak płakałem na Całkowitym zaćmieniu tęskniąc za zgodą na siebie, za choćby chwilą spełnienia, za wiecznym spokojem.
     Pamiętam też, jak broniłem Rimbauda przed tymi, którzy chcieli pierwsi rzucić kamieniem.

Wciąż nie umiem o nim pisać, choć przy Livre du St.-Sacrament widzę - tak ostro, jak być może nigdy wcześniej - Go jako mysta wtajemniczającego mnie w drogi sacrum.
"Kryształ szarego nieba. Osobliwe zarysy mostów, jedne proste, drugie wygięte w łuki..." i Leo Ferre. Śpiewający strofy Rimbauda...
http://www.youtube.com/watch?v=eTRvvd8V--4&feature=related


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.