wtorek, 13 grudnia 2011

STAN WOJENNY MYKIETYNEM

Obudziłem się dzisiaj rano z Jackiem Kaczmarskim i jego "Modlitwą o wschodzie słońca". Nie jestem funem Kaczmarskiego, ale dzisiaj nie mogłem oderwać ucha od głośnika. Powracająca jak mantra prośba o to, by Pan "zbawił  go od nienawiści" i "ocalił od pogardy" były mocnym kontrapunktem dla karnawału negatywności, przetaczającego się od wczoraj przez Polskę. Nie mogę jakoś zrozumieć, dlaczego kolejna ważna rocznica miast łączyć, miast wskazywać sens budowania, sprzyja burzeniu i sianiu nienawiści. Nie mogę również pojąć, dlaczego polscy dekomunizatorzy tak chętnie walczą o swe ideały per fas et nefas, zapożyczając z inkryminowanych czasów to, co najgorsze w retoryce i i pozostałych formach praxis. Mój brak zrozumienia potęguje jeszcze fakt, podkreślania ich katolickości. Czy znaczy to, że skandowanie haseł w stylu "Jaruzelski w wolnej chwili niech popełni harakiri" jest realizacją postulatu nadstawiania drugiego policzka i wypełnieniem prośby, by "Bóg darował nam nasze długi jako i my darowujemy je naszym dłużnikom"??
Sam wolę uczcić ten czas konstruktywnym wybieganiem w przyszłość. I chwilą zadumy i refleksji, choćby nad "Pasją wg Św. Marka" Pawła Mykietyna. Przyznaję, iż mimo mojej sympatii do tego kompozytora, bałem się tej kompozycji. Po nadmuchanym, patetycznym i kiczowatym stylu sakralnych kompozycji Krzysztofa Pendereckiego wydawało mi się, że wielkie formy muzyki religijnej są już zdecydowanie passe. Okazało się jednak inaczej.  Sacrum Mykietyna nie rzuca na kolana i nie powala, raczej rodzi się w ciszy, w punktowej gadaninie instrumentów, w szmerze hebrajskiego. I w umiejętności łączenia. Także ognia z wodą. W tkankę orkiestry Mykietyn wplótł bowiem partie grane przez kapelę rockową, a samą historię opowiedział rekurencyjnie: poczynając od śmierci na krzyżu a kończąc na rodowodzie Jezusa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.