▼
środa, 31 sierpnia 2011
MATRASOWI MÓWIĘ: DZIĘKUJĘ
Po powrocie ze spokojnej Lubelszczyzny wciąż nie mogę przyzwyczaić się do pędu życia (gdyby to był elan vital, ach!) i skwaszonych min naszych krajan. W plebiscycie na najbardziej nieżyczliwe miejsce w naszym mieście od kilku miesięcy wygrywa u mnie księgarnia MATRAS na Piotrkowskiej. Nie dość, że monitorują przestrzeń, nie dość, że czułem oddech pracownicy na swoim karku (myślałem nawet, czy to nie próba umówienia się na randkę), to i tak zostałem głośno posądzony o kradzież. Obywatelskie prawo do skargi też się na niewiele zdało. Posłana mejlem spotkała się z milczeniem - mimo prośby o potwierdzenie odbioru. Telefonicznie ustaliłem, że firma ustaliła normę nie potwierdzania odbioru mejli! Potem oczekiwanie na reakcję - i znów cisza. Po kolejnym telefonie dowiedziałem się, że to dziwne, iż czekam na odpowiedź, ale skoro tak, to przynależący do stosownej dykasterii członek kierownictwa odpowie mi w ciągu kilku kolejnych dni. Czekam już parę miesięcy - może kiedyś się doczekam? Najgorsze jest to, że podobna sytuacja spotkała nie tylko mnie... Cóż, od tej pory skutecznie bojkotuję MATRASa. I jakoś moja skłonność do kupowania książek wcale nie ucierpiała. Pytanie tylko - dlaczego Warszawa może mieć księgarnio-kawiarnie, a my nie? I dlaczego (w kapitalistycznym pono porządku) przykład nie idzie z góry?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.