poniedziałek, 7 marca 2016

ABU HASSAN, CZYLI MAHOMETANIE W ŁODZI

Aż trudno uwierzyć, że polscy melomani mogli znać Weberowskiego Abu Hassana wyłącznie z nagrań bądź spektakli zagranicznych. Jest to bowiem singspiel wyjątkowej urody. Zręczna intryga, w której prawdopodobieństwo ani przez moment nie ma sensu wierzyć, pozwala skupić na pięknej muzyce. Partytura Webera jest owocem miłości do Mozartowskiego Uprowadzenia z seraju, o czym wspomina niezawodny Piotr Kamiński. Mamy tu do czynienia z błyskotliwą muzyką a la turca, partia Omara przywodzi na myśl Osmina. W dziełku tym odnajdziemy ironię, żarliwy wyraz miłości i pożądania czy ciekawą instrumentację (duet gitar z fagotem). Ucho cieszyć mogą arie i ansamble, a artyści kreujący bohaterów muszą wykazać się również zdolnościami stricte aktorskimi.W Łodzi zaprezentowano Abu Hassana w wersji polskojęzycznej, libretto Franza Hiemera spolszczył Piotr Miciński.

Abu Hassan zabrzmiał w Łodzi siłami studentów Akademii Muzycznej. Muszę przyznać, że dzisiejszy spektakl sprawił mi wiele radości i satysfakcji. Inscenizacja jest solennie dosłowna, co nieco mnie razi. Sam wolałbym więcej umowności i lekkości. Nie do końca przekonał mnie także ruch sceniczny, choć specyficzny „turecki chód” był zapewne celowo przerysowany. Młodzi artyści potrafili jednak odnaleźć się w takiej konwencji i wydobyli ze swych ról wiele niuansów, w tym takich, które mogły bawić publiczność. Szkoda tylko, że w budowaniu spektaklu mocniej nie przysłużyło się światło. 

Realizatorzy dodali do zestawu bohaterów Szalonego Librecistę, którego kreował świetny Jakub Prokopczyk. To partia niema. Prokopczyk stworzył ją w sposób mistrzowski bogatą mimiką i ekspresją całego ciała. Jeśli chodzi o deklamację najbardziej podobał mi się Konrad Jaromir w mówionej roli Kalifa. Piękny tembr głosu szedł tu w parze z dźwięcznością, dobrą dykcją i brakiem specyficznej „operowej maniery” w podawaniu tekstu. Spośród solistów największe wrażenie sprawiła na mnie Natalia Kordecka-Kolo z klasy Urszuli Kryger. Swoją rolę zagrała dowcipnie, wykorzystując głos jako jeden ze środków teatralnej ekspresji. A głos ma wyjątkowej urody, gęsty, dźwięczny w całej skali i wyjątkowo wyrównany w barwie. Czuć znakomitą rękę Profesor — zmiana rejestrów była swobodna, „piersi” nie odzywały się w sposób jaskrawy czy tubalny, a górne dźwięki były krągłe. Podobał mi się także Bartosz Szulc jako Omar — czytelnie podawał tekst, a jego bas posiada ciemną barwę i dźwięczność, które lubię. Czekam, aż głos ten dojrzeje. W swoich groteskowych rolach ciekawie zaprezentowali się Mingyi Wang  (Zemrud) oraz Marcin Bednarek (Mesrur), który wykorzystał falset i kontrast barw między falsetem i pełnym sugerując, że jego bohater jest eunuchem.

Dobrze wypadł chór, przygotowany przez Dawida Bera, niewidoczny dla widza w trakcie spektaklu. I znakomicie grała orkiestra — swoje ukłony kieruję pod adresem dyrygenta Marcina Wolniewskiego, którego jakoś nie widać w naszych teatrach. Jasne, to i owo nie wyszło i różne rzeczy należałoby dopracować. Choćby w ansamblach słychać było zadyszkę niektórych śpiewaków, zamazywała się dykcja, nie wszystkie głosy były słyszalne… Warto by pomyśleć nad lepszym zestrojeniem barwy głosów solistów, czy dramaturgicznie lepiej wydobyć scenę przybycia Kalifa i Zobeidy. Warto by także uprzedzić o zmianie w obsadzie — Zemrud grała Mingyi Wang zamiast Angeliki Wyrwał. 

Carl Maria von Weber
Abu Hassan
reż. Hanna Chojnacka
scenografia, kostiumy, charakteryzacja Elżbieta Tolak
światło Wojciech Górniak


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.