piątek, 25 września 2015

MASONI, UCHODŹCY I SPISEK

ZDJĘCIE ZA https://aszera.wordpress.com/2015/09/24/spisek-uchodzczy/


Kryzys humanitarny związany z napływem uchodźców ożywił pogląd, że wolnomularstwo walczy z chrześcijańską Europą. Po wiekach nieudanych walk aktualnie pracuje nad tym, żeby dokonać islamizacji kontynentu.
W Internecie spotkałem się już z pytaniami o to, jakie stanowisko wobec uchodźców prezentuje wolnomularstwo? (Niekiedy zadawane z dobroci serca, niekiedy odwrotnie). Spotkałem się także z krytyką i nazwaniem bezprawnym gromadzenia rzeczy przez masonów, które przekazane zostały organizacjom pomagającym migrantom.

W gruncie rzeczy nic nowego – stare uprzedzenia wykorzystane w aktualnej sytuacji. Niekiedy próba złapania wolnomularzy na jakimś nieostrożnym słowie (a nuż wysypie się sprawa spisku?).
Poza stereotypami znanymi od stuleci zapomina się o tym, że nie istnieje jedna masoneria, choć istnieją jednoczące nas ideały. Pomija się, że  świecie działają poszczególni wolnomularze, a loże – z zasady – są apolityczne. Choćby apel masonów Europy w sprawie uchodźców – jest przypomnieniem fundamentalnych  wartości tworzących kościec naszej kultury – jeśli tak ma wyglądać spisek (a więc tajne porozumienie szeregu osób w celu zrealizowania konkretnego celu) to znaczy, że kiepsko władam językiem polskim. Współbrzmi on zresztą z głosem papieża Franciszka, który w encyklice Laudato Si! jasno mówi o tym, że wszyscy ludzie tworzą jedną rodzinę i pokazuje, że problemy znacznej części globu zależą od polityki i działań gospodarczych państw Zachodnich, co pozwala mu w ramach odpowiedzialności i braterstwa apelować o pomoc i braterstwo w konkretnej kryzysowej sytuacji związanej z migrantami.

Jako wolnomularz liberalny, wierzący chrześcijanin, dyskryminowana mniejszość (gej, ale także osoba „przy kości”) chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami, związanymi z tematem uchodźców, masonerii i spisku.

Tym, co głęboko fascynuje mnie w wolnomularstwie, jest jego przekaz ideowy i metoda pracy nad sobą poprzez symbole. Jako filozofa uderza mnie fakt, że masoneria rodziła się w Wielkiej Brytanii w tym samym okresie, w którym kształtował się liberalizm filozoficzny (na bok odkładam tutaj dyskusję nad starszymi, niekiedy mitycznymi początkami wolnomularstwa). Były to czasy, gdy Wielka Brytania spływała krwią przelewaną w bratobójczych wojnach religijnych. „Do dziś – pisze Ireneusz Krzemiński – w starym Oksfordzie przybysz z Polski może być zaskoczony licznymi pomnikami, które zdobią sąsiadujące ze sobą place czy skrzyżowania ulic, upamiętniając tu setkę, tam dwie setki ofiar bądź jednej bądź drugiej strony bratobójczych walk między katolikami i protestantami”. Loża wolnomularska, która jest symbolicznym odbiciem świata, stanowić miała miejsce spotkania społecznie zwaśnionych stron. Nie po to, by dalej ze sobą walczyli, ale – by dostrzegając w sobie braci – mogli zacząć rozmawiać i walkę zamienić na wspólne budowanie siebie. A w konsekwencji świata wokół siebie (im lepszy człowiek, tym lepsze staje się otoczenie). Zgadzam się, że
„Metoda Wolnomularstwa polega zasadniczo na słuchaniu - słuchaniu w celu kształtowania samego siebie, swojej własnej myśli.
Chodzi o słuchanie każdego, kto wypowiada się w swoim imieniu, cokolwiek by nie powiedział, bez wzgardzania ani odrzucania tego, co mówi, zanim tego nie przemyślę, o zważenie, co mogę z tego wynieść dla siebie i, kiedy nie zgadzam się co do faktów, mogę sprostować, kiedy przyjdzie moja kolej zabrać głos, ale nie jest dozwolone polemizowanie dla samej przyjemności podnoszenia sprzeczności. Chodzi o to, żeby myśl każdego żywiła się myślą innych i, oczywiście, nigdy nie wyciągamy wniosków ostatecznych, ponieważ uważamy, że każda myśl, każda idea może podlegać ewolucji, modyfikacji i doskonaleniu.
Nikt nie posiada całej prawdy i poświęcamy dużo czasu na próby jej zdefiniowania.
Każdy może przynieść coś - chociażby było to niewiele - innym, a godność każdego zasadza się w jego woli postępu.
Żadne słowo nie ma w loży większej wagi niż słowo któregokolwiek z nas, a słowo uczonego, starca, młodzieńca, właściciela waży tyle, ile słowo związkowca, polityka, profesora czy studenta. Oczywiście, nie chodzi tutaj o informacje o charakterze technicznym, ponieważ każdy, w zakresie swoich kompetencji, oświeca myśl innych, ale nie nadaje to szczególnej ważności jego wypowiedziom.
Podkreślamy z naciskiem, że chcemy być najpierw « słuchaczami », a dopiero potem aktywnymi „mówcami”.
Wolnomularstwo ma charakter « progresywny », co znaczy, że postępujemy stopniowo, szczeblami. Tak jak wchodzi się po schodach używając stopni, tak samo my postępujemy drogą stopniowego uczenia się, ponieważ uważamy, że nie da się ogarnąć zbyt wiele jednocześnie i że ryzykuje ten, kto chce zdziałać za wiele naraz. Dlatego pragniemy pozostać wiecznymi „uczniami”. I chodzi tutaj nie tyle o gromadzenie wiedzy, ile o „proces uczenia”, umiejętność słuchania i umiejętności przekazywania”.

Arcyważne wydaje mi się przekonanie, że nikt nie posiada pełnej prawdy. Oznacza to, że rysem duchowości masona jest zdrowy sceptycyzm i skromność. Oznacza to, że nasza postawa wobec świata nie może być dogmatyczna, oparta tylko na wierze w nieomylność jakichś autorytetów, stronnictw. Oznacza to także, że każdy z nas winien być skromny, a więc otwarty na cudze perspektywy, stosowane argumenty. Elementem duchowości masona jest dla mnie przekonanie, że im więcej stanowisk się pozna, tym lepszy i bliższy nieuchwytnej Prawdzie konsens będzie możliwy do zbudowania. Łączy się to z wysiłkiem własnej pracy – wolnomularz zobowiązany jest drogi poprzez własne doświadczenie, nauki czy sztuki, by nie zadowalać się zbyt szybkimi i zbyt łatwymi odpowiedziami. Pomaga w tym, oczywiście, wspólnota Sióstr i Braci. Jako że zawsze ogranicza nas czas, zdobyte wykształcenie, własne możliwości intelektualne – różnorodność Braci i Sióstr jest źródłem pluralistycznych dysput i poszerzania spojrzenia na świat.

Rzekłbym, że zdrowo działająca masoneria realizuje postulat Ralpha Waldo Emersona i Friedricha Nietzschego: nie opłakiwać przeszłości, nie podglądać przyszłości, tylko żyć teraźniejszością twórczą ją budując. W końcu przyszłość będzie taka, jakie jej warunki zbudujemy hic et nunc. Jako mason na swoją teraźniejszość staram się patrzeć przez pryzmat dwóch ideałów: braterstwa (pociąga za sobą wolność i równość ludzi) i adagium ordo ex Chao. Jako wolnomularz wiem, że świat jest chaosem. Wiem także, że nigdy nie było epoki, w której świat by doskonale harmonijny, nie ma więc we mnie nostalgii do odbudowy dawnego ładu. Ufam też Emersonowi, który pisał, że „nie jesteśmy przecież dziećmi ani kalekami w jakimś chronionym miejscu, ani też tchórzami w ucieczce przed rewolucją, lecz przewodnikami, wybawcami i dobrodziejami – posłusznymi wysiłkowi Wszechmocnego w ataku na Chaos i Ciemność”.
Mason – jako osoba wolna, świadoma, otwarta na dialog, którego uczy się w Loży, szukająca porozumienia i nonkonformistyczna, pogodzona z pluralistycznym charakterem świata w którym żyje, próbuje wykuwać porządek konsensu, który sprawi, że będziemy żyć ze sobą jak siostry i bracia. Jest to niemożliwe bez wiary w pokój. Masoneria tedy stanowi sposób wychowywania dla pokoju. Jak ujął to James Anderson: „Mularz […] nigdy nie angażuje się w spiski i konspiracje przeciwko pokojowi i dobrobytowi narodu […]. Ponieważ Mularze zawsze krzywdzeni byli przez wojnę, rozlew krwi i zaburzenia, dawni królowie i książęta skłonni byli popierać owych rzemieślników dla ich pokojowej postawy i lojalności” (Konstytucje, art. 2). Pokój i braterstwo są możliwe dzięki ładowi moralnemu, który staramy się odkrywać i wprowadzać w naszą codzienność. Łączące nas prawo moralne – związane z kondycją człowieka – ma charakter uniwersalny w tym sensie, że nie zostało wyłożone i skodyfikowane raz na zawsze w żadnej doktrynie zawartej w ludzkich pismach. Masoneria nie jest zatem religią. Ale szanuje religie. Br.’. Dawid Steinkeller z GLCS pięknie pisał, że w kufrze na pulpicie Czcigodnego Mistrza wyłożone są święte księgo trzech religii monoteistycznych (a więc także Koran!) i biała księga filozofów.

Zarzuty, że masoneria chce zniszczyć chrześcijańską (a dokładniej katolicką) Europę pojawiły się dość wcześnie. Musimy jednak pamiętać, czego dotyczyły.
Loże, jako miejsca ekumenicznych spotkań, jako kuźnia dialogu i wiary w moralność jako przestrzeń międzyludzkich norm i wartości była zaprzeczeniem przekonania, że państwo winno być teokratyczne, podporządkowane jednej doktrynie religijnej i związanej z nią moralności. Odsyłam do Syllabusa Błędów Piusa IX, który – jak sądzę – rzuci światło na moje słowa. Sam jestem przekonany, że wolnomularstwo ma jednego wroga – fundamentalizm. Co ciekawe, strategia walki fundamentalizmu z masonerią jest próba pokazania, że to wolnomularze są zagrożeniem, spiskowcami, najeźdźcami, destruktorami.

Wracając do uchodźców.
Grzegorz Iniewicz pisze w jednym ze swoich artykułów, że sytuację osób LGB można widzieć podobnie do sytuacji migrantów. O ile jednak migranci przybywają w nowe miejsce ze swoją tożsamością i muszą konfrontować się z zespołem obcych dla siebie norm, o tyle osoby LGB najpierw nabywają stereotypowe role społeczne, żeby następnie próbować się z nich uwolnić, by stać się sobą. Obie sytuacje generują jednak czynniki stresu i skutecznie zakłócają spokojne funkcjonowanie. Jakby na potwierdzenie tych słów – w ramach protestów antyimigracyjnych łączono na plakatach wypowiedzi homofobiczne z antyislamskimi. Być może podobieństwa te spowodowały, że fala nienawiści przelewająca się przez Polskę dotykała i dotyka mnie osobiście. Zaangażowałem się zresztą w sprzeciw wobec mowy nienawiści, co dla wielu osób oznaczało, że chcę islamizować Europę i nie widzę żadnych zagrożeń.
Jest to absolutną nieprawdą. Sądzę jednak, że nie rozwiążemy problemów bez elementarnego szacunku do innych ludzi. Sądzę, że przeszkodą w rozwiązywaniu problemów nie jest braterska pomoc głodnym, topiącym się, konającym z wycieńczenia. Twierdzę też, że w rozwiązaniu problemów nie pomogą memy, nierzetelne artykuły i zmyślone relacje kolportowane w Internecie. Mason na początku swej drogi napotyka symbol Koguta – czyjność, autokrytycyzmu, dystansu. Kogut to idealny przewodnik w świecie, który ze względnego porządku znowu staje się chaosem. Postawa, której uczy symbol Koguta, tworzy warunki do rzeczowej dyskusji, której elementem jest otwartość na wszelkie relewantne argumenty.
Rozumiem, że dla osób, które rozstrzygnęły jak jest chęć dyskutowania może pachnieć spiskiem. Mniej się jednak boję takich „spisków”, niż dogmatycznego urządzania świata według jednej wizji.  


wtorek, 22 września 2015

PO CO NAM ŚWIECKA SZKOŁA? KILKA DYGRESJI

W trakcie wykładu w ramach 10 Zjazdu Filozoficznego Barbara Chyrowicz rozważała uwarunkowania naszej kondycji moralnej. Przez kondycję moralną rozumie Ona „stan, możliwości psychofizyczne człowieka podejmującego moralne działanie”, które jest działaniem „rozumnym i wolnym”. Zdaniem Chyrowicz „za wybór jesteśmy odpowiedzialni proporcjonalnie do możliwości wyboru”. Na możliwość wyboru zaś wpływ mają rozmaite czynniki, które w znacznym stopniu zmniejszają naszą odpowiedzialność. Dlatego powinniśmy być ostrożni w ferowaniu wyroków i potępień – znając efekty postępowania ludzi niezbyt często świadomi jesteśmy choćby cząstki stojących za nimi uwarunkowań.

Uwarunkowania naszej kondycji moralnej dzieli Chyrowicz na wewnętrzne i zewnętrzne. Uważa, że wszystkie ograniczają wolny i rozumny charakter naszych działań. Wpływają także na to, jak działamy w konkretnych sytuacjach. Sądzi, że mamy wpływ na niektóre z nich, a więc tylko częściowo możemy je modyfikować.

Z całego katalogu uwarunkowań – od (neuro)biologicznych po kulturowe –, o których mówiła Chyrowicz, chciałbym zwrócić uwagę na trzy.

1. Człowiek ma ograniczone możliwości „rozeznawania i ogarniania otaczającego nas świata”.
Wiąże się to z faktem, iż możemy wejść tylko w określoną liczbę relacji, a relacje głębokie mogą objąć tylko dość wąski grono osób. Zdaniem Chyrowicz hasła w stylu „kocham całą ludzkość” są fałszywe.  Jako ilustrację tej tezy podała sytuację, w której jej współpracownik wpadł z informacją, że przez Japonię przeszło tsunami. Usiedli razem przed monitorem i obejrzeli przejście niszczycielskiej fali – obejrzeli zafascynowani, ale bez wewnętrznego odczucia tragedii. Jak to możliwe – pytała Chyrowicz – skoro śmierć jednej osoby potrafi stać się dla nas tragedią? Fundamentalne znaczenie ma tu poczucie bliskości z osobami, których dotyczy tragiczne wydarzenie. Z reguły potrafimy współczuć tym, którzy choćby wirtualnie stają się nam bliscy – gdy ich dramat przestaje być dla nas abstrakcyjny, anonimowy.
Wiąże się to również z faktem naszej ograniczoności czasowej, która w istotny sposób zawężą nasze bycie w świecie.

2. Człowiek przyporządkowany jest „do określonego kręgu kulturowego: historii, religii, przyjmowanego za słuszny postępowania”. Arcyważną rolę odgrywa tu wychowanie – w rodzinie i poprzez szkołę. Chyrowicz zwracała uwagę na to, że „sprawiedliwy start edukacyjny” to fikcja. Nie wybieramy sobie rodziny, która przekazuje nam określony sposób bycia, kształtuje zainteresowania czy moralność. Często nie mamy także wpływu na nauczycieli, którzy staną na naszej drodze. Twórczy potrafią rozwinąć ucznia. Nietwórczy, nastawieni fundamentalistycznie do świata, potrafią ucznia zamknąć lub wychować swoją kopię. Poza tym nasze zdolności są warunkowane biologicznie, a „natura nie jest sprawiedliwa”.

3. Ważnym elementem nasze kondycji moralnej jest pamięć o traumatycznych przeżyciach, które potrafią wręcz determinować nasze postępowanie w określonych sytuacjach.

***
Jak sądzę, warto z tej perspektywy popatrzeć na projekt Świecka Szkoła i kontrowersje, jakie budzi w środowisku katolickim. Częstym argumentem na rzecz szkolnej katechezy jest to, iż uczy się tam uniwersalnego systemu wartości.
Adam Michnik mówił swego czasu, że w dzisiejszej Polsce nie ma silnej tradycji etyki niechrześcijańskiej. I dodawał: „Gdy wyobrażę sobie Polskę bez Kościoła, to mam czarny obraz. Nasze życie byłoby o wiele uboższe w sferze etyki”.
Jarosław Kaczyński z kolei mówił tak: „Nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół. I nawet gdyby ktoś miał wątpliwości, nawet gdyby ktoś nie wierzył, ale był polskim patriotą, to musi to przyjąć – musi przyjąć, że nie ma Polski bez Kościoła, nie ma Polski bez tego fundamentu, który trwa od przeszło tysiąca lat”.

Także preambuła do ustawy o systemie oświaty pokazuje wartości chrześcijańskie jako uniwersalne.
Warto postawić sobie pytanie, jak teoria ma się w tym przypadku do praktyki?

Przyznam się szczerze, że dostrzegam w Polsce wyraźny regres moralny połączony z propagowaniem postaw antydemokratycznych. Nasila się zjawisko hejtu. Na ogromną skalę przestajemy szanować godność drugiej osoby. Coraz silniej kwestionowane są te wartości, które zaczęły kształtować Europę w reakcji na doświadczenie totalitaryzmów, zwłaszcza nazistowskiego. W następstwie wojny zaczęliśmy lepiej rozumieć potrzebę tolerancji, równego traktowania, ochrony indywidualnej wolności, powstrzymywania się od tortur czy niedobrowolnych eksperymentów medycznych. Także w następstwie wojny ogłoszona została Powszechna Deklaracja Praw Człowieka. Postanowiliśmy odrzucić ideologiczną tyranię sumień (czy to dokonywaną przez religie, czy ideologie świeckie), a demokrację postanowiliśmy oprzeć na prawie liczącym się z pluralizmem postaw, tradycji, światopoglądów obywateli. Pomyśleliśmy o etycznej odpowiedzialności pracowników mediów – choćby w naszej aktualnej rzeczywistości funkcjonuje Karta Etyki Mediów. A media katolickie związane są dodatkowo z soborową deklaracją Inter mirifica, która stanowi między innymi:
„Zresztą do świeckich przede wszystkim należy ożywianie tego rodzaju środków duchem humanizmu i chrześcijaństwa, aby odpowiadały one w pełni wielkim oczekiwaniom ludzkości oraz zamierzeniom Bożym. [3]

Aby właściwie posługiwać się tymi środkami jest rzeczą zgoła konieczną, by wszyscy, którzy ich używają, znali zasady porządku moralnego i ściśle je w tej dziedzinie wcielali w życie. Niech więc zwracają uwagę na treść przekazywaną wedle specyficznej natury każdego z tych środków. Niech też mają przed oczyma warunki i wszystkie okoliczności, jak: cel, osoby, miejsce, czas i inne, w jakich dokonuje się przekazu, a które mogą zmieniać lub wręcz wypaczać jego godziwość. Wchodzi tu w rachubę również sposób działania właściwy każdemu z tych środków, jego siła oddziaływania, która może być tak wielka, że ludzie – szczególnie jeśli są nieprzygotowani – z trudem potrafią ją zauważyć, opanować lub w razie potrzeby odeprzeć”.

Program katechezy nie podlega nadzorowi instytucji państwowych, tak jakby przekonanie o tym, że wartości chrześcijańskie są wartościami uniwersalnymi wystarczyło jako legitymizacja programu katechetycznego nauczania i jego spójności z treściami przekazywanymi na innych przedmiotach.


"Katolicy wobec homoseksualizmu

I.       Założenia edukacyjne:

1.Cele katechetyczne – wymagania ogólne:
         - zapoznanie z nauką Kościoła na temat homoseksualizmu

2. Treści nauczania – wymagania szczegółowe:
Wiedza:
Uczeń po katechezie:
- wie czym jest homoseksualizm
- omawia wypowiedzi Pisma Świętego na ten temat
- zna wybrane wypowiedzi Kościoła na temat homoseksualizmu
- wie jak chrześcijanin powinien odnosić się do osób o takich skłonnościach

Umiejętności:
Uczeń po katechezie:
- potrafi zinterpretować treść wybranych wypowiedzi św. Pawła na temat homoseksualizmu
- umie wyjaśnić dlaczego współżycie homoseksualne jest grzechem
         - potrafi wskazać sposoby pomocy osobom z problemem homoseksualizmu

3. Metody i techniki: analiza tekstu, rozmowa kierowana, praca z tekstem biblijnym, porządkowanie informacji w diagramie,

4. Środki dydaktyczne: Pismo święte, „Karty pracy”, podręcznik,

II.      Przebieg katechezy:

1.      Modlitwa:

Katecheta proponuje by uczniowie sami podali intencje do modlitwy, po czym rozpoczyna odmawianie Modlitwy Pańskiej.
                  
2.      Sytuacja egzystencjalna:
Katecheta proponuje odczytanie świadectwa z podręcznika:

„Mama każdego wieczoru płakała i błagała: Synu nie rób tego, pomódl się do Jezusa i proś o uleczenie! Mówiła że takie zachowanie nie są wrodzone, to wynik błędów wychowawczych i środowiska do którego trafiłem. Po mnie wszystko spływało jak po kaczce, nie miałem ochoty na rozmowy z matką, nie wzruszało mnie co mówił ojciec. Twierdziłem że to ja jestem szczęśliwy więc odczepcie się ode mnie i dajcie mi spokój. I tak uciekały miesiące w których Boga nie było, nie było rodziny, ja byłem najważniejszy dla siebie, nie wzruszał mnie płacz matki. Ojciec przez cały ten czas modlił się do Boga by wyrwał mnie z tego w czym tkwię. Nie wiem co się stało, ale stopniowo porzuciłem środowisko homoseksualistów, wyrzuciłem wszystkie numery telefonów do moich byłych pseudoprzyjaciół. Czułem przez cały ten czas że Jezus czuwa nade mną i chce mnie wyrwać z rąk szatana. Chciałem poznać Boga, pierwszy raz wyznałem na spowiedzi ten grzech a jak wstałem od konfesjonału poczułem ogromną ulgę. […] Całkowicie porzuciłem środowisko homoseksualistów i nie chcę mieć z tym już nic wspólnego. Teraz jest mi szkoda tych ludzi! Jezus obdarzył mnie takimi darami i łaskami o jakie nawet nie prosiłem. Poznałem dobrych ludzi którzy pomagają mi”.

Następnie katecheta kontynuuje wyjaśnienia:
         Także Autorzy Katechizmu Kościoła Katolickiego dotykają problemu aktywnego homoseksualizmu, stawiając go jednoznacznie pośród grzechów i upatrując w nim poważne zagrożenie dla życia duchowego człowieka. Warto przy tym zauważyć, ze Katechizm nie odmawia ludziom o skłonnościach homoseksualnych miejsca w Kościele, ale oferuje im swoją pomoc i stawia konkretne wymagania:

Zadanie 2. Wypisz argumenty dlaczego katolicy przestrzegają przed aktywnym homoseksualizmem:

7. Chrześcijanie wobec osób homoseksualnych
Chrześcijanie powinni szanować wszystkich ludzi na świecie. Dotyczy to również homoseksualistów, którzy nie mogą być prześladowani i poniżani w jakikolwiek sposób. Chrześcijanie mają jednak prawo i obowiązek obrony małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny a także protestowania przeciwko narzucaniu społeczeństwu przekonania, że homoseksualizm jest jedną z naturalnych orientacji seksualnych.

6.      Notatka:

Homoseksualizm to skłonność do osób tej samej płci. Jest on niezgodny z naturą człowieka a współżycie homoseksualne jest grzechem śmiertelnym. Katolicy szanując każdego człowieka zachęcają osoby o tych skłonnościach do nieustannego trwania w czystości.

7.      Modlitwa:

Katecheta wprowadza do modlitwy końcowej:
Ogarnijmy naszą modlitwą ludzi zmagających się z problemem homoseksualizmu:

O Panie, niechaj znowu powstaną ci, którzy prawdziwie umarli. Ty, który swoim potężnym głosem wyprowadziłeś z grobu śmierci Łazarza, zawołaj na nich mocnym i potężnym głosem i przywróć im życie. Spraw, by na Twoje słowo porzucili swoje grzechy i mogli wraz ze wszystkimi odkupionymi sławić bogactwa Twego miłosierdzia. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen".

Prezentacja
Poniżej wrzucam link (Wydział Katechetyczny Diecezji Płockiej) do prezentacji na temat zagrożeń dla dziecka poczętego w kontekście in vitro:


Książka

Tutaj zaś wrzucam kilka cytatów z książki x. Marka Dziewickiego, Integralność wychowania w katechezie szkolnej, http://diecezja.radom.pl/home-mainmenu-1/czytelnia/74-artykuy-rone-ale-ciekawe/285-integralne-wychowanie-w-katechezie-szkolnej?showall=1):

Ta ideologiczna fikcja zakłada, iż  człowiek może normalnie żyć, rozwijać się i funkcjonować w oparciu o tolerancję i demokrację, a w oderwaniu od prawdy i miłości, rodziny i norm moralnych, wartości i czujności, odpowiedzialności i dyscypliny. Postmodernistyczna fikcja głosi, że każdy ma swoją prawdę, że człowiek jest dobrym sędzią we własnej sprawie, że wszystko należy tolerować, że każdy sposób postępowania jest równie dobry, że to, co społeczeństwo zdecyduje demokratyczną większością głosów, jest zawsze słuszne, że dobre jest to, co przyjemne, że wolność to robienie tego, na co ktoś ma w danym momencie ochotę oraz że „neutralność” światopoglądowa państwa polega na promowaniu ateizmu i na walce z chrześcijaństwem”.

„ Łatwiej jest czytać te książki czy gazety, które nie stawiają wymagań niż te, które ukazują miłość i prawdę. Łatwiej jest integrować się z ludźmi, którzy są prymitywni niż z tymi, którzy są szlachetni. Łatwiej praktykować demokrację i tolerancję niż miłość i prawdę. Właśnie dlatego mądrzy wychowawcy wiedzą, że w niektórych sytuacjach powinni ratować wychowanka przed mim samym i przed jego własną słabością”.

„Chodzi tu o mało krytycznych rodziców, którzy ulegają „poprawnemu” politycznie mitowi o wychowaniu bez stresów i wymagań czy o wychowaniu przez brak wychowania. Młodzi bywają zagrożeni przez niekompetentnych nauczycieli, którzy tolerancję stawiają ponad miłość i odpowiedzialność. Dzieci i młodzież coraz częściej są ofiarami cynicznych dorosłych, którzy chcą nimi manipulować, gdyż pragną szybko wzbogacić się ich kosztem. Mamy wśród polskich dziewcząt i chłopców wielu „Józefów” sprzedanych w niewolę różnego rodzaju uzależnień, w niewolę popędów i agresji, w niewolę toksycznych programów telewizyjnych czy równie toksycznych czasopism, w niewolę psychicznie i moralnie toksycznej mody czy obyczajów”.

***
Te trzy drobne przykłady pokazują, w jakich ramach kształtowana i warunkowana jest kondycja moralna Polaków w szkołach. Transmisja tego typu treści kształtuje postawy nietolerancyjne, w ideologiczny sposób przedstawia zagadnienie bezstronności światopoglądowej państwa, formuje także postawy dogmatyczne – zobaczmy, że choćby w prezentacji o in vitro czy w konspekcie lekcji o homoseksualizmie nie mówi się o kontrargumentach. Katecheza o homoseksualizmie posługuje się także pojęciem „chrześcijaństwa” przemilczając, że różne kościoły odmiennie odnoszą się do homoseksualizmu.
Warunkowanie moralne, dokonujące się w ramach katechezy, przenosi się dalej na media. Tym, spod znaku prawicowo-katolickiego można zarzucić manipulacje i nierzetelność, zaprzęgnięte w służbę obrony swojego światopoglądu. Obrona wychowania katolickiego jako jedynego właściwego procentuje niechęcią do ateistów, brakiem otwartości na dialog z osobami o innych przekonaniach, bezpardonową walką z odmiennymi tradycjami religijnymi.

Zgadzam się z o. Pawłem Kozackim, że zadaniem katolików jest namawianie do czystości przedmałżeńskiej czy nie wchodzenie w związki jednopłciowe. Ale standardy Kościoła, dalekie choćby od standardów innych wspólnot chrześcijańskich czy stanowiska medycyny i biologii, nie mogą stać się normą etyczną dla demokratycznego państwa. Taką normą nie może być także agitacja przeciw bezstronności światopoglądowej państwa, która zapisana została w Konstytucji

Argumentem na rzecz etyki w szkole i powiązaniu katechezy z finansowaniem kościelnym są odmienne cele, jakie ma przed sobą etyka i katecheza.
Etyka kształtuje obywatela demokratycznego państwa, który powinien umieć racjonalnie ustosunkowywać się do kwestii społecznego pluralizmu.
Katecheza kształtuje wyznawcę swojego kościoła, który – w ramach dyskursu teologicznego – może nie podzielać przekonań osób z daną religią nie związanych.

Histeria, rasizm, duch „wskrzeszania obozów koncentracyjnych” itd., które wykwitły w kwestii uchodźców doskonale pokazują, że katecheza nie kształtuje zachowań moralnych. Nie tamuje agresji, ksenofobii. Nie powoduje, że w innych rozpoznajemy twarz bliźniego. Samobójstwo Dominika z Bieżunia pokazuje dokąd prowadzi dyskryminacja, współkształtowana przez taki a nie inny stereotyp homoseksualisty i gender sprzedawany na katechezie. Już to wystarczy, by dostrzec konieczność zastąpienia katechezy inną formą kształtowania moralności. Nie przez zakaz katechezy, ale przez związanie nauczania religii z Kościołami.

***
Wracając do Chyrowicz:

etyka w ramach świeckiej szkoły jest dla mnie szansą, by osoby warunkowane moralnie w rodzinach katolickich i na katechezie katolickiej spotkały się z innym, dialogicznym, spojrzeniem na moralność. Pozwoli to rozerwać krąg relacji zawężony do ludzi podzielających jeden światopogląd („Dojrzały wychowanek nigdy się nie nudzi, gdyż dzięki przyjaźni z Bogiem, a także dzięki bogactwu własnego człowieczeństwa i radosnym więziom ze szlachetnymi ludźmi…”; „Dojrzały wychowanek nigdy się nie nudzi, gdyż dzięki przyjaźni z Bogiem, a także dzięki bogactwu własnego człowieczeństwa i radosnym więziom ze szlachetnymi ludźmi” – pisze ks. Dziewiecki), ucząc złożoności świata, przesłanek stojących za przyjmowanymi poglądami, ograniczeń tych poglądów. A jako że ograniczeni jesteśmy czasowo, być może etyka w świeckiej szkole będzie jedynym czasem danym obywatelowi, żeby rozejrzeć się nieco szerzej w zagadnieniach moralności. 
Uzależnienie edukacji moralnej od katechezy finansowanej publicznie, ale pozostającej poza kontrolą MEN będzie oznaczać dalsze pogłębianie procesu czynienia z Polski państwa katolickiego.
Od tego, jak – poprzez edukację – uwarunkujemy kondycję moralną Polaków, w takim świecie będziemy żyć. 

sobota, 19 września 2015

NIENAWIŚĆ POLSKA

Poczucie bezpieczeństwa demoralizuje pracownikówuważa ks. JacekStryczek. Czy ma to oznaczać, że niestabilność, lęk, obawa stanowią czynniki rozwijające w nas przymioty moralne?

To pytanie dobrze wpisuje się w raport Amnesty Internation zatytułowany Dotknięci przez nienawiść, zapomniani przez prawo: brak spójnego systemu zwalczania przestępstw z nienawiści w Polsce. Stanowi on efekt dwóch wizyt studyjnych Delegatów AI, którzy odwiedzili Białystok, Lublin, Łódź, Szczecin, Warszawę, Wrocław i Żywiec. Odbyli szereg rozmów z 25 osobami, które uważają, że padły ofiarą przestępstw z nienawiści (lub ich reprezentantami prawnymi), z pracownikami instytucji publicznych (w tym prokuratur, Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, Ministerstwa Sprawiedliwości czy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych), a także z przedstawicielami organizacji pozarządowych i grup wsparcia dla ofiar przestępstw z nienawiści.
 
fragment raportu.
Do badania włączono 14 przestępstw, które bada się pod kątem przestępstwa z nienawiści. Siedem z nich dotyczyło uchodźców, osób ubiegających się o ochronę tymczasową i migrantów, cztery – biseksualnych lub homoseksualnych mężczyzn (lub za takich uznanych), jedno – osoby zajmującej się promocją i badaniem historii i kultury żydowskiej, dwa dotyczyły bezdomnych.  

Raport nie napawa optymizmem. Z jednej strony pokazuje rozpowszechnione społecznie fobie, które odpowiednio podsycane przekładają się na jakość życia społecznego. Z drugiej – diagnozuje poważne luki w polskim prawie, które określone grupy chroni przed przestępstwami z nienawiści, inne pozostawiając w tej kwestii bez ochrony.
Zgadzam się z autorami raportu, że przestępstwa z nienawiści wywierają długotrwały i wyjątkowo szkodliwy wpływ nie tylko na ofiary, ale także na wspólnoty. Zgadzam się, że rozwiązania prawne są jednym z kluczowych elementów eliminowania takich przestępstw, a przez to zmiany społecznej. Zgadzam się także, że poza rasą, pochodzeniem etnicznym, wyznawaną religią lub bezwyznaniowością, nienawiść może motywować do przestępstw choćby wobec niepełnosprawnych, bezdomnych, mniejszości seksualnych, wieku czy statusu ekonomicznego (vide bezdomni). Nie ma sensu, w czym także zgadzam się z autorami raportu, tworzyć zamkniętego katalogu przestępstw z nienawiści, a skupić należy się na motywacji.
fragment raportu

Sprawą szczególnie ważną wydaje mi się postawa funkcjonariuszy publicznych, którzy winni otwarcie występować przeciw dyskryminacji, kwestionować stereotypy, mobilizować opinię publiczną do debaty o dyskryminacji i eliminowania uprzedzeń. Póki co – gesty funkcjonariuszy publicznych bywają często efektem nacisku opinii publicznej (przykładem może być sprawa Dominika z Bieżunia i reakcja Joanny Kluzik-Rostkowskiej). Ewentualnie sami funkcjonariusze publiczni wzywają do dyskryminacji, a postawy i język nienawiści przedstawiają jako wyraz obiektywnego ładu aksjologicznego (vide Krystyna Pawłowiczówna, wystąpienia Dariusza Oko w parlamencie, działanie parlamentarnego zespołu Stop Ideologii Gender! – mimo ich wyraźnie dyskryminującego charakteru i skandalicznych słów padających pod adresem obywateli, związana z UKSW Irena Lipowicz, do niedawna Rzecznik Praw Obywatelskich, nie znalazła powodu, by w jakikolwiek sposób zareagować, odrzucając wszelkie moje pisma w tej sprawie).

Zastanawiam się, czy ks. Stryczek – mając stabilną sytuację zawodową, bezpieczną „plebanię” i uczestnicząc w życiu społecznym jako celebryta, a nawet filantrop – miał szansę poczuć, jak żyje się dłuższy czas w poczuciu strachu, niestabilności, lęku.
Miałem i mam taką okazję. Przez – plus minus – połowę swojego życia grałem rolę kogoś, kim nie jestem. O swojej seksualnej inności wiedziałem bardzo wcześnie – gdy koledzy z podstawówki zaczynali się interesować koleżankami, ja interesowałem się nimi. Ale wiedziałem także, że nie należy o tym mówić. Kawały o pedałach naprawdę zaczyna się opowiadać bardzo wcześnie. Wiedziałem, że jest jakaś część mnie, która uważana jest za dewiacyjną. Przyznanie się do niej mogło prowadzić w konsekwencji do wykluczenia i odrzucenia. Z jednej strony uciekałem od ludzi, budowałem swój świat, starając się, by jak najmniej osób miało do niego dostęp. Z drugiej strony w relacjach koleżeńskich dbałem o to, by nikt się nie dowiedział, bo wtedy mógłbym stracić swoje niewielkie grono osób jakoś tam bliskich. Pisząc te słowa, wciąż czuję ból. Bo takie życie to trauma, od której być może nie uwolnię się nigdy. Jest jeszcze trzecia strona – budząca się potrzeba bliskości, naznaczające człowieka poczucie osamotnienia. I rodzące się pożądanie. Pod koniec podstawówki prowadziłem coś a la dziennik, który kiedyś wpadł w ręce mamy. I spowodował drastyczne konsekwencje. Przyzwyczajona w mediach do stereotypu homoseksualizmu jako dewiacji stwierdziła, że jestem obrzydliwy. Omijała mnie, zmuszała do samotnego jedzenia. Póki – na tamtym etapie – nie wyparłem się siebie i nie przeprosiłem za to, kim jestem. Szczęśnie, jej inteligencja i empatia pozwoliły zmienić jej nastawienie. Ale stało się to zdecydowanie później.


Dyskryminacja dotknęła mnie też z powodu bycia przy kości. Był to problem w mojej podstawówce. Żarty, niekiedy jadowite słowa, samotność na klasowych zabawach, gdzie – nie zawsze szczupłe – koleżanki jednak nie chciały ze mną zatańczyć. Nakłada się na to dyskryminacja wewnątrz samego środowiska gejowskiego. Nie pasowałem do szczupłych, chłopięcych gejów, przez co niespecjalnie mogłem liczyć na zainteresowanie. Moje studia przypadały na okres, gdy pojawiły się portale dla mniejszości seksualnych. Poprzez ogłoszenia poznawałem ludzi. Pisało nam się świetnie. Budowała się jakaś więź intelektualna. Często-gęsto wszystko przekreślało pierwsze spotkanie. Byłem przy kości. I studiowałem filozofię (tak, wielokrotnie randki kończyły się po tym wyznaniu). Lęk przed odrzuceniem z powodu wyglądu mam do dziś. Co, przy kulturze „fit” nie jest trudne.

Wyniosłem po tym wszystkim poczucie, że na zainteresowanie i akceptację trzeba zasłużyć. Najlepiej wytężoną pracą. Ale że Polacy nie są skłonni chwalić, a im więcej się robi, tym więcej oczekują i tym więcej ganią, także to nie przyniosło mi spokoju.

Nie piszę tych słów, by się nad sobą użalać. Chcę tylko powiedzieć, że wszędobylska dyskryminacja, niekiedy kończąca się przestępstwami, generuje określone źródła zagrożenia, lęki, opóźnia emocjonalne dojrzewanie. Obciąża dodatkowym stresem, niepewnością. Ta zaś przekłada się na to, kim jesteśmy – nasze charaktery, emocje, podświadome motywacje. Tworzy osobowości naznaczone traumą, co powoduje, że trauma staje się także określonym stanem społecznym.  

Zakładam, że moje obciążenia tzw. „stresem mniejszościowym”, lęki, które leczę, przeżycia, które pamiętam, utrwaliły we mnie pewną pryncypialną niechęć do narracji o upadku kultury i cywilizacji śmierci. Stoi bowiem za nimi apolegetyzowanie mechanizmów, które wykluczają, dyskryminują, usprawiedliwiają nienawiść. Tym samym odbierają ludziom godność, tworzą uwarunkowania, które wpływają na nasze zachowania społeczne i moralne. Tworzą poczucie więzi nie na afirmacji, ale na wykluczeniu. Zupełnie nie licząc się z tym, jakie koszty poniesie osoba wykluczona i samo społeczeństwo.

Noszę w sobie, w sumie liberalne, przekonanie, że im mniej prawa i im mniej ingerencji w ludzką wolność, tym lepiej. Nie zgadzam się jednak z tymi, którzy absolutyzują wolność jednostki kosztem społeczeństwa; nie zgadzam się zatem choćby z uznaniem, że wolność słowa jest wartością nadrzędną. Byłoby tak dla mnie w świecie, w którym poszanowanie drugiej osoby i odwoływanie się do racji (czyli zwykła kultura osobista), a nie emocjonalnego ataku ad personam stanowiłyby normę. Brak ochrony (czy niedostateczna ochrona) przed przestępstwami z nienawiści, społeczne przyzwolenie na językowy rasizm czy internetowy hejt pociąga za sobą  akcelerację czynników wywołujących „stres mniejszościowy”. To przekłada się na ogromne koszty, jakie płacą konkretni ludzie za to, kim są. Ale – w ostatecznym rozrachunku – płaci za to także społeczeństwo. Lęk bowiem nie wywołuje nadwyżki energii, przekłada się za to często na depresje, nerwice, brak poczucia sensu. I tak dalej. I tym podobne. Brak mechanizmów antydyskryminacyjnych i przyzwolenie na przemoc stereotypu pozwala też – o czym warto pamiętać – na budowanie kapitału politycznego.
Prawicowy atak na uchodźców jest symetryczny wobec ataku na tzw. ideologię gender.  Jest równie absurdalny i emocjonalny, ale także na równi udający naukowość. Mamy więc profesora Oko i profesor Pawłowiczównę. I mamy dane statystyczne o lawinowym wzroście gwałtów w Szwecji, rzekomo z powodu napływu emigrantów („winna” jest tu raczej zmiana przepisów, które poszerzyły to, co uznaje się w Szwecji za gwałt; „winne” jest to, że statystyka obejmuje zgłoszenia na policję, a także i to, że zmieniając przepisy wolno uzupełnić zgłoszenia bodaj na pięć lat do tyłu).

Jestem ciekaw, na ile rzekoma naukowość wpływa na utrwalanie stereotypów i uzasadnianie dyskryminacji. Tak czy owak, sądzę, że mamy w Polsce do czynienia z nadużywaniem autorytetu akademickości. Niech przykładem będzie Jan Żaryn, ideolog prawicowej polityki historycznej i profesor historii. Choćby jego stosunek do filmu Pokłosie, silnie ocenny, utrwala w społeczeństwie obraz historyka jako badacza obiektywnej przeszłości. A czyni to po to, by wygrać animozje i rozegrać kolejna partię polityki historycznej.  

Proszę nie traktować tych słów, jako systematycznego opisu czy analizy. To tylko garść refleksji a propos raportu AI. To podrzucenie tropów, za którym stoi moja konkretna biografia. Tylko tyle. 



sobota, 12 września 2015

ZE SZCZERYM BÓLEM PRZEPRASZAM ZA FALĘ NIENAWIŚCI

Szanowni Siostry i Bracia Tatarzy!
I wszyscy przebywający w Polsce muzułmanie dobrej woli.

Ze szczerym bólem chciałbym przeprosić Was za falę nienawiści, jaka spotyka w Polsce wyznawców islamu i uchodźców, m. in. z Syrii. Za to, że nazywa się Was brudasami, dziczą, barbarzyńcami. Za to, że łatwo usprawiedliwia się rasizm, zamiast argumentów odwołując się do emocji umacniających panikę: („jestem rasista bo bronie sie przed innym kurewsko totalitarnym rasizmem, w ktorym nie bedzie miejsca na moje wyznanie, moje obyczaje, moja kulture... Jestes mega krotkowzroczny i naiwny... skoncz z jakimis smiesznymi przypadkami, bo regula jest ze to ta dzicz wysadza niewinnych ludzi, ta dzicz zeni sie z 13 latkami a potem je kamienuje badz oblewa kwasem, ta dzicz nie uznaje w ogole kobiet, ta dzicz nie szanuje innych religii praw i obyczajow... Jak tak ich kochasz to won do nich”).

Wybaczcie nam wiarę w zmanipulowane relacje z granic, które w strefie Schoengen nie istnieją, z napadu na autokary, które – jak chce policja – nigdy nie miały miejsca. „Sprawdzamy na posterunkach carabinieri, u włoskich służb z rejonu drogi SS621, Tyrolu Południowego, rejonu Bolzano oraz ich austriackich odpowiedników. Wszędzie dementi: - Zarówno my, jak i główna komenda prowincji w Bolzano nie mieliśmy takiego zgłoszenia. Ani w ostatnich dniach, ani wcześniej. Tym bardziej w rejonie drogi SS621. To wiejski region, gdzie uchodźcy nie mieliby czego szukać - mówi Francesco Bianco, oficer prasowy policji granicznej w Brennero.

Oburzone są władze prowincji Bolzano. - Stanowczo zaprzeczam. Ani na tej drodze, ani w rejonie przygranicznym, ani w żadnym innym punkcie nie było takiego zdarzenia. To jakiś przykry internetowy żart kogoś niepoważnego - oświadcza Alex de Bianchi z biura prasowego Provincia Autonoma di Bolzano/Alto Adige. Prosi o link do wpisu Kamila i zapowiada, że podejmie kroki prawne.

Bulonis długo nie odpowiada na nasze e-maile. Wreszcie przerywa milczenie i w e-mailu podaje... nową wersję: "To jest granica na wpół dzika. Moja grupa brała udział w rekolekcjach i my nie przekraczaliśmy granicy, jadąc do Austrii, jedynie uczestniczyliśmy w rekolekcjach odbywających się w górskim opactwie. Oczywiście, niestety nie udało nam się dostać do Capelli i część rekolekcyjną odbyliśmy w hotelu San Fior we Włoszech. Policja kazała nam się wycofać".

(Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,18798864,imigranci-zaatakowali-autokar-wloska-policja-dementuje-doniesienia.html#ixzz3lWFHAOtc).

Wybaczcie zmyślone cytaty z JPII, które mają utrwalać niechęć od uchodźców. 
(Mem wymierzony w Was manipuluje słowami, które opisują reżymy totalitarne, w tym realia PRL, której Watykan nie był chętny). 
Wybaczcie, że mężczyzn chcemy odsyłać na wojnę, śmiejąc się, że są niemęscy, bo nie chcą walczyć. I że nie widzimy wśród uciekinierów kobiet i dzieci, które – choć w mniejszości – są ("40 proc. uchodźców, którzy w ostatnich dniach zostali zarejestrowani na granicy grecko-macedońskiej to kobiety i dzieci".
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/swiat/news-unicef-coraz-wiecej-kobiet-i-dzieci-przekracza-granice-serbi,nId,1881990#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome). Wybaczcie, że nie odróżniamy sunnizmu, szyityzmu, salafizmu, sufizmu. Z miłosierdziem pochylcie się nad profanacją polskich meczetów czy zachęcaniem do częstowania uchodźców słoniną przez ludzi zagorzale broniących uczuć religijnych, czyli dla nich katolickich.
Wybaczcie, że nie chcemy odróżniać oprawców od ofiar; że przymykamy oko na Polaków działających w ISIS; że stosujemy przemoc, także wobec ofiar reżymu Asada.
Wybaczcie demonstracje, które przejdą polskimi ulicami naruszając Waszą godność. I naszą, ludzką, godność. Inspirowane przez obrońcę pedofilów i mizogina, który widzi barbarzyństwo wszędzie, tylko nie we własnej głowie. („Wolałbym, żeby moja córka trafiła w ręce pedofila, który po pupie pogłaszcze, niż poszła na lekcję edukacji seksualnej, bo to zabija erotyzm” http://natemat.pl/104853,janusz-korwin-mikke-znow-szaleje-wolalbym-zeby-moja-corka-trafila-w-rece-pedofila
, „Z tą pedofilią mocno się przesadza. Pedofilem miłośnikiem ośmioletnich panienek był np. Ludwik Carroll (ten od Alicji w Krainie Czarów ); nie tylko sąsiadki, ale i panie z towarzystwa na ogół bez obaw posyłały dziewczynki do jego domu uważając, że dotykanie przez mężczyznę (byle, oczywiście, bez nadmiernego natręctwa) raczej rozbudza kobiecość i pomaga niż szkodzi; również uodpornia na podobne zaloty w przyszłości. Oczywiście robienie czegokolwiek na siłę, nie wspominając o stosunkach seksualnych lub, nie daj Boże, o gwałcie powinno być z całą surowością karane. Jeśli zaś matka obawia się, że dotykanie przez księdza-pedofila (bo, oczywiście, ks. Michał jest pedofilem Dokumentacja nie pozostawia tu cienia wątpliwości ) może wywrzeć zły wpływ na przyszłe życie seksualne córki to bez rozgłosu (który z pewnością córce zaszkodzi) powinna jej zakazać chodzenia na plebanię a gdyby ksiądz pytał dlaczego, powiedzieć: Ksiądz wie, dlaczego co każda kobieta potrafi poprzeć dostatecznie wymownym spojrzeniem. I tyle”.

Wybaczcie, że zapominamy o własnej odpowiedzialności za to, co dzieje się w Syrii, Iraku, Afryce Subsaharyjskiej.

Jednym ze źródeł kryzysu migracyjnego jest neokolonializm. Jak pisze Witold Kieżun, „Klasycznym terenem neokolonializmu formalnie niepodległych państwa stała się […] Afryka”. Wymienić tu można choćby Erytreę, Somalię. Sudan, Nigerię, Gambię. Ale – obok nich – także Irak.
„Prezydent Ghany Kwama Nkrumah – pisze Kieżun – zdawał sobie sprawę z tej nowej formy eksploatacji i traktując, w nawiązaniu do koncepcji marksistowskiej, neokolonializm jako <ostatnie stadium kapitalizmu>, usiłował zbudować afrykańską koalicję państw przeciw tej nowej formie eksploatacji. Nie dała ona jednak rezultatu, m. in. na skutek niezwykle rozpowszechnionej korupcji władz niepodległych krajów afrykańskich”.
Nie jest tak, że neokolonializm dotyczy wyłącznie ekonomii. Noam Chomsky pokazuje jasno, że przymuszanie państw do pełnej otwartości granic ekonomicznych dla inwestycji z zewnątrz prowadzi do upadku lokalnych gospodarek, zalewu towarów importowanych, w konsekwencji do uzależnienia ekonomicznego, które pozwala na różnorodne naciski czy oddziaływania polityczne. „Równolegle z gospodarczym podporządkowaniem – komentuje Kieżun – neokolonializm wyrażał się też w różnych formach podporządkowania kulturowego, wdrożenia elementów ustrojów politycznych krajów rozwiniętych i różnego rodzaju postaw światopoglądowych i religijnych. […] Neokolonialne sterowanie makroprocesami politycznymi w celu uzyskania wysokiej skali zysków przez wielkie koncerny jest również permanentną działalnością, rzadko jednak medialnie ujawnianą”. Niech wymownym podsumowanie będzie cytat o ludobójstwie w Rwandzie i Kongu – „to niezamierzony, ale łatwy do przewidzenia efekt wielkiej akcji zespołu koncernów anglosaskich dotyczącej zdobycia bogactw mineralnych Afryki Centralnej. To straszny efekt morderczej walki o zysk. Widziałem to, czego prawie nikt w Polsce nie widział: zbrodniczość wielkiego kapitału inicjatora walki, za wszelką cenę, bez żadnych skrupułów moralnych, o nowe rynki, o zniszczenie konkurentów”.

Skutki neokolonializmu doskonale pokazuje Przemysław Wielgosz, który pisze:
„Problem nie leży w wielkości rzekomej fali uchodźców, ani w eksploatowanych różnicach kulturowych, ale w głębokim kryzysie samej Unii. Dotyczy on zarówno konsekwencji polityki bliskowschodniej krajów UE i zarządzania kryzysem na jej terytorium.
Przypomnijmy z jaką niechęcią Zachód powitał Arabską Wiosnę 2011 r. Znacznie więcej entuzjazmu wywołały w nim okazje do interwencji zbrojnych – najpierw w Afganistanie i Iraku, potem w Libii, Mali a wreszcie w Syrii i znowu w Iraku. Europa jest przekonana, że może bezkarnie wzniecać i podsycać konflikty na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Dotyczy to nie tylko Francji, która w ostatnich latach nie przegapiła żadnej okazji do wysłania swoich wojsk za granicę czy Wielkiej Brytanii wiernie giermkującej Waszyngtonowi. Także Polska klasa polityczna z własnej i nieprzymuszonej woli włączyła się do tej brudnej wojennej gry, przekonana że zadawanie cierpień ludziom żyjących o tysiące kilometrów od naszych granic ujdzie jej na sucho, a w zamian może łatwo wśliznąć się w łaski Wielkiego Brata oraz zasłużyć na zniesienie wiz dla rodaków chętnych do zarobkowej migracji za ocean.
Problem w tym, że wywołane przez nas wojny produkują nie tylko martwych, ale też uchodźców.
Europa stała się polem prawdziwej cywilizacyjnej wojny. Ale uchodźcy nie mają z nią nic wspólnego. To wojna między Europą kapitału a Europą socjalną, między Europą imperialną a Europą praw człowieka, między Europą zysku a Europą solidarności, między Festung Europa a Europą otwartą, między Europą dyktatury Trojki a Europą demokratycznego samostanowienia ludów. Front tej wojny biegnie dziś w Grecji, Hiszpanii, Portugalii, a także na granicach, na których stoją uciekinierzy z po części europejskich wojen w Libii i Syrii, Mali i Somalii, Iraku i Afganistanie.
Dziś już nie ma wątpliwości, że neoliberalne ośrodki władzy takie jak Trojka stosują wobec społeczeństw Europy takie same metody, jakie od dekad narzucają na globalnym Południu. Neoliberalny kapitalizm od lat 80. XX w. niszczący gospodarki Afryki w imię spłaty długów dziś robi to samo na peryferiach eurostrefy.
Europejski kryzys gospodarczy ukazał klęskę polityk neoliberalnych, ale Unijne zarządzanie nim polega na utrącaniu wszelkich demokratycznych i socjalnych alternatyw dla zaciskania pasa. Co więcej, przekierowuje wywołany własną polityką gniew społeczny na rzekomych „innych” by szczuć na siebie swoje ofiary z różnych krajów. Nieprzypadkowo dzisiejszy hejt wobec uchodźców bardzo przypomina niedawny wybuch rasizmu wobec Greków. Nie pierwszy to raz w historii, gdy kapitał poświęca demokrację i w imię zysków toruje drogę skrajnej prawicy.
Tak jak nie da się oddzielić kapitalizmu od imperializmu, tak nie da się uwolnić Europy od gorsetu neoliberalizmu hołdując zarazem antyimigranckiej fobii. Dając się podjudzać przeciw ofiarom podsycanych przez Zachód wojen odwracamy uwagę od naszych wspólnych katów – wielkiego kapitału i graczy geopolitycznych. Sianie nienawiści do uchodźców służy umocnieniu władzy tych, którzy w imię partykularnych korzyści odbierają dziś suwerenność ludom Starego Kontynentu. Gdy w interesie wielkich korporacji demontuje się prawa społeczne, osłony socjalne, usługi publiczne i demokrację, wszyscy powoli stajemy się uchodźcami. Czy naprawdę bliżej nam do publicystów straszących „innymi”, lobbystów przemysłu zbrojeniowego i naftowego, biurokratów potajemnie szykujących nową dyktaturę w ramach Partnerstwa Transatlantyckiego i pasożytniczej finansjery niż do uchodźców z Syrii? To raczej ci pierwsi są przedstawicielami innej, prawdziwie nam wrogiej „cywilizacji””.

W tle tego wszystkie czają się jeszcze dwie rzeczy.
Pierwsza, to związek klasowości społecznej z asymilacją migrantów. Tekst podejmujący ten temat na przykładzie mniejszości żydowskiej i muzułmańskiej we Francji opublikowano zimą w Le Monde Diplomatique.
Druga, to problem z prawem międzynarodowym. Wojciech Wilki napisał:
„Artykuł 31
Uchodźcy przebywający nielegalnie w państwie przyjęcia
1. Umawiające się Państwa nie będą nakładały kar za nielegalny wjazd lub pobyt na uchodźców przebywających bezpośrednio z terytorium, na którym ich życiu lub wolności zagrażało niebezpieczeństwo w rozumieniu artykułu 1, i weszli lub przebywają na ich terytorium bez zezwolenia, pod warunkiem że zgłoszą się bezzwłocznie do władz i przedstawią wiarygodne przyczyny swojego nielegalnego wjazdu lub pobytu.
2. Umawiające się Państwa nie będą nakładały na poruszanie się takich uchodźców ograniczeń poza tymi, które są niezbędne; ograniczenia takie będą stosowane tylko dopóty, dopóki status tych uchodźców w państwie nie zostanie uregulowany lub dopóki nie zostaną przyjęci w innym państwie. Umawiające się Państwa przyznają uchodźcom odpowiedni czas, jak również wszystkie niezbędne ułatwienia dla uzyskania prawa przyjęcia w innym państwie.
Odpowiedź jest taka, że w ciągu ostatnich dekad interpretacja zapisów Art. 31 Konwencji Genewskiej o Statusie Uchodźców była coraz bardziej liberalna i obecnie np. sądy niemieckie na "bezzwłoczne zgłoszenie się do władz" dają rok.
Konsekwencją tego stanu rzeczy jest to, że uchodźcy "wybierają" sobie kraj do którego zmierzają, preferując z wiadomych powodów te dające im lepsze warunki życia i zatrudnienia. Jednak takie postępowanie jest w całkowitej sprzeczności z duchem i literą Konwencji Genewskiej o Statusie Uchodźcy, która skupia się na udzieleniu ochrony uchodźcy w pierwszym bezpiecznym kraju, w którym on się znajdzie. Należy zastanowić się, czy ta interpretacja nie odeszła od podstawowych założeń konwencji.
2) Na naszych oczach rozpadły się ustalenia dublińskie wymagające od pierwszego kraju UE przyjmującego migrantów by przeprowadzili tam sprawdzenie kto z nich jest migrantem, a kto uchodźcą. Fala dziesiątek tysięcy osób przeszła przez terytorium Grecji - państwa UE - całkowicie niepokojona. Gdy władze węgierskie, choć mało delikatnie i mało subtelnie, próbowały skierować migrantów do ośrodków, gdzie zostałaby przeprowadzona procedura sprawdzająca, posypały się na nie gromy ze strony międzynarodowych mediów. Jeżeli tego obowiązku nie dopełniła Grecja, to Węgry stały się de facto pierwszym krajem Strefy Schengen, który powinien był sprawdzić, której z osób przechodzących granicę należy nadać status uchodźcy (np. Syryjczycy), a która jest migrantem ekonomicznym i niekoniecznie musi być wpuszczona na terytorium UE (np. mieszkańcy Kosowa, próbujący się przedostać do UE bez wiz).
Zamiast tego przez Budapeszt, Wiedeń i Monachium przelała się rzeka dziesiątek tysięcy ludzi wielu narodowości (Syryjczyków, Kosowarów, Pakistańczyków, Afgańczyków, etc.), która nie została wcześniej poddana jakiejkolwiek kontroli: zarówno kto z nich jest uchodźcą, a kto nie, jak również czy nie stanowią oni zagrożenia ze względów bezpieczeństwa. Ten ostatni element jest ważny, gdyż nawet Konwencja Genewska o Statusie Uchodźców dopuszcza w art. 32 ust. 1 wydalenie uchodźcy jeżeli stanowi on zagrożenie dla bezpieczeństwa państwowego ("Umawiające się Państwa nie wydalą uchodźcy, legalnie przebywającego na ich terytoriach, z innych powodów niż bezpieczeństwo państwowe lub porządek publiczny").
3) Dlaczego władze Węgier oraz UE nie miały żadnego planu zarządzania kryzysowego przewidującego scenariusz napływu tak dużej grupy migrantów i uchodźców? Zamiast mieć możliwość rozmieszczenia i przeprowadzenia procesu - choćby wstępnego - weryfikacji kto jest uchodźcą a kto nie, fala migrantów przeszła dalej w kierunku Niemiec. Nie daje to nam dużej nadziei na efektywną reakcję UE w przypadku - nie daj Boże - innych takich kryzysów”.

Wszystko to nie upoważnia jednak do stawiania znaku równości między uciekinierami a terrorystami, dżyhadystami, talibami, brudasami, barbarzyńcami czy jaki ich jeszcze w Polsce się nie nazywa. Wskazuje za to na winy świata Zachodu, o których czas zacząć mówić głośno i zacząć je rozwiązywać. Musimy także pamiętać, że obecna fala imigrancji związana jest także z polityką Turcji. Nieprawdą jest teza, kolportowana w polskich mediach, że kraje islamskie nie pomagają uchodźcom. Dobrym kontrprzykładem jest właśnie Turcja, która przyjęła morze uchodźców, ale która prowadzi także własną politykę. Tak mówi o tym Witold Repetowicz: „Bardzo interesujące jest, dlaczego nagle ci uchodźcy ruszyli z Turcji, a z Iraku nie. Jest rzeczą oczywistą, że władze tureckie zainteresowane są tym, żeby Kurdowie syryjscy, których ponad pół miliona znalazło się w Turcji, emigrowali do Europy. Dzięki temu dokonują się czystki etniczne w północnej Syrii - takie ciche, perfidne czystki etniczne, które spotykają się z aprobatą czy wręcz aplauzem części opinii publicznej w Europie. Turcja chce zmienić kształt etniczny północnej Syrii, pozbyć się stamtąd Kurdów, osiedlić Arabów lub sprowadzonych z Chin Ujgurów, którym masowo wydaje paszporty i potem prawdopodobnie anektować te tereny.

Jak ten plan się powiedzie, (Ankra - red.) zrobi to samo w Kurdystanie tureckim. Ci, którzy kreują się na obrońców uchodźców, wyrządzają im tak naprawdę ogromną krzywdę, bo niszczą ich ojczyznę, Rożawę, pomagają w czystkach etnicznych w tym rejonie. Uważam, że cała ta akcja jest wspomagana, może nawet koordynowana przez tureckie służby specjalne.

Jest jeszcze druga przyczyna, dlaczego do Europy ruszyła teraz taka fala (uciekinierów - red.). Ci, którzy w zeszłym roku docierali Lampedusę, mieli zupełnie inne motywacje. W większości byli to imigranci ekonomiczni z Afryki, a nie uchodźcy z Syrii. Natomiast w propagandzie nazywano ich "uchodźcami syryjskimi". Gdy więc prawdziwi syryjscy uchodźcy, którzy nigdzie jeszcze wtedy masowo nie uciekali, usłyszeli, że się w Europie nad przybyszami litują, a w dodatku w obozach odbiera się im pomoc, bo jest ona przekazywana Afrykańczykom uznawanym za "uchodźców syryjskich", to stwierdzili, że też muszą ruszyć.

Wracając do działań Turcji, to jest jeszcze jeden ich aspekt. Chaos w Europie, starcia z uchodźcami na granicach, na dworcach, powodują, że Europa zajęta jest sobą i nie patrzy na to, co tureckie wojsko robi w Kurdystanie tureckim. A zachowuje się tam obecnie jak wojsko okupacyjne. Jeżeli Europa dalej będzie tak zaślepiona, to wojsko tureckie zacznie palić wioski kurdyjskie, a na jakikolwiek głos protestu Erdogan powie: "Wy bijecie biednych uchodźców, jak śmiecie mi zwracać uwagę"”.
 


Fala paniki, która przelewa się przez Polskę, akceptacja dla poglądów rasistowskich i języka nienawiści jest tak silna, że uchodźców mogę tylko prosić o jedno – unikajcie Polski. Nie będziecie tu mieli życia i nie będzie szansy na to, byście się z nami zasymilowali. Przecież problemy z asymilacją mają u nas ateiści, których dzieci dyskryminowane są w szkole. Mniejszości seksualne, które parlamentarzyści pokroju dr. hab. Krystyny Pawłowiczówny winny być – w geście miłosierdzia – leczone. Zniszczą Was za modły na ulicy, na której pojawiać mają się prawo tylko procesje na Boże Ciało i Marsze dla Jezusa. Nawet w ocenie in vitro są bardziej radykalni niż Wy. Pamiętajcie też, że nie Konwencja Genewska. Deklaracja Praw Człowieka czy Konstytucja RP tworzą nasze prawo, ale Biblia w lefebrystycznym wykładzie. Wszystko inne od złego pochodzi i wolno, a nawet trzeba wykazywać antydiabelskie nieposłuszeństwo. 

piątek, 11 września 2015

W SPRAWIE DYSKRYMINACJI ATEISTÓW W POLSKIEJ SZKOLE

Joanna Kluzik-Rostkowska
Ministra Edukacji Narodowej

Adam Bodnar
Rzecznik Praw Obywatelskich

Marek Michalak
Rzecznik Praw Dziecka

etykawszkole.pl



Samobójstwo Dominika Szymańskiego z Bieżunia uświadomiło nam skalę dyskryminacji i przyzwolenia na dyskryminację w polskim szkolnictwie. Pociągnęło to za sobą dyskusję publiczną, a także pikietę przeciw dyskryminacji zorganizowaną przed siedzibą Ministerstwa Edukacji Narodowej. Ministra Joanna Kluzik-Rostowska stwierdziła wtedy, że resort nie dopuścił się zaniechań i proponuje systemowe rozwiązania problemu dyskryminacji i przemocy w szkole. „Zdajemy sobie sprawę z tego, że w wielu przypadkach nauczyciele i dyrektorzy szkół mówią »u nas przemocy nie ma«, choć nie jest to prawda, bo nie bardzo wiedzą, do kogo się zwrócić o pomoc" – twierdziła.

Wszystko to kołacze mi w głowie na początku kolejnego roku szkolnego, gdy z bólem serca obserwuję bezlitosną dyskryminację w szkole. Dyskryminację spowodowaną nieuczęszczaniem ucznia na katechezę.

Konstytucja RP stanowi:
Art. 1. Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli.
Art. 2. Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.
Art. 47. Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym.
Art. 48. 1. Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.
Art. 51. 1. Nikt nie może być obowiązany inaczej niż na podstawie ustawy do ujawniania informacji dotyczących jego osoby.
Art. 53. 1. Każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii.
Art., 53. 2. Wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie. Wolność religii obejmuje także posiadanie świątyń i innych miejsc kultu w zależności od potrzeb ludzi wierzących oraz prawo osób do korzystania z pomocy religijnej tam, gdzie się znajdują.
Art. 53.3. Rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami. Przepis art. 48 ust. 1 stosuje się odpowiednio.
Art. 54.4. Religia kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej może być przedmiotem nauczania w szkole, przy czym nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób.
Art. 53.7. Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania.

Mam poważne wątpliwości, czy reguły te są stosowane w polskiej szkole.
W moim odczuciu uczniowie wywodzący się z rodzin nie-katolickich od samego początku spotykają się z dyskryminacją. Ma to miejsce w tym przypadku, gdy przygotowany plan lekcji obejmuje organizację katechezy, ale nie przewiduje organizacji lekcji etyki. Można rzecz jasna, jak chce Beata Sobocińska z Biura Rzecznika Praw Dziecka uznać, że „dyrektor szkoły posiada szczegółową wiedzę nt. skali zainteresowania rodziców organizacją nauki religii lub/i etyki. Stąd zapewne uwzględnienie religii w tygodniowym rozkładzie zajęć już w pierwszym dniu roku szkolnego”. Zasadne staje się jednak pytanie, dlaczego dyrekcje szkół nie dokonują wcześniejszego rozpoznania co do zapotrzebowania na lekcje etyki. Biuro Rzecznika Praw Dziecka nie jest jednak zainteresowane wyjaśnieniem tej kwestii w konkretnych przypadkach, cały ciężar zmagań z polskim szkolnictwem przerzucając na rodziców. Jak sądzę, sytuację można by rozwiązać względnie łatwo – zbierając stosowne zapotrzebowanie na przedmioty przez wakacje i układając w związku z tym plan. Póki co jestem świadkiem sytuacji, w której szkoła dokonuje alienacji ucznia, któremu nie zapewnia jeszcze lekcji etyki, a w czasie katechezy nie zapewnia profesjonalnej opieki. Charakter dyskryminujący ma także sytuacja związana ze zgłoszeniem zapotrzebowania na etykę – łączne zbieranie deklaracji od rodziców wybierających na katechezę i na etykę pozwala na traktowanie jako równych rodziców, uczniów i przedmiotów. W sytuacji zaplanowania wyłącznie katechezy oraz wpisania jej w plan od pierwszego dnia szkoły, zgłoszenie zapotrzebowania i na etykę, i na opiekę nad dzieckiem jest symboliczną niezgodą na plan, utrudnieniem życia szkolnej administracji, publiczną deklaracją światopoglądowej mniejszości, której nikt nie ma prawa wymagać od obywatela.

Osobną kwestią jest sposób traktowania w szkole rodziców-ateistów i uczniów z ateistycznych rodzin. Na zebraniach klasowych dochodzi do sytuacji, gdy wychowawca publicznie informuje – z nazwiska –, dziecko z której rodziny nie uczęszcza na katechezę. Takie informacje wymieniane są także głośno na szkolnym korytarzu. Jest to informacja podchwytywana przez pozostałych uczniów i sprzyja mechanizmom klasowego wykluczenia dziecka. Naruszony zostaje w ten sposób prywatny charakter przekonań światopoglądowych rodziców, piętnowany jest sposób wychowania przez nich dziecka. W samej szkole zaś pojawia się przemoc, która w przypadku uczniów pierwszych klas może być dla nich szczególnie dotkliwa.

Praktyką, która w sposób jawny dyskryminuje uczniów nie uczęszczających na katechezę i ich rodziców w pełnieniu funkcji wychowawczej jest także ustawianie zajęć z etyki tak, by pojawiały się na godzinie zerowej, wymuszały wielogodzinne oczekiwanie na pozostałe lekcje, albo były ustawianie późno, na długo po skończeniu innych zajęć. Na przykładzie szkoły w Wilanowie pisała o tym Gazeta Wyborcza.


W związku z powyższym proszę o wyjaśnienia:
W jaki sposób szkoła organizować ma  opiekę nad uczniem nie uczęszczającym na katechezę?
Dlaczego dopuszcza się do sytuacji, w której w planie lekcji przewiduje się katechezę od początku roku szkolnego a nie robi się tego w przypadku etyki?
Dlaczego nie można wprowadzić uzusu zbierania zapotrzebowania na te zajęcia w trakcie wakacji?
Jakie mechanizmy antydyskryminacyjne zostały wdrożone, by zapobiec sytuacjom publicznego zdradzania światopoglądu rodziców i uczniów oraz w jaki sposób przeciwdziała się negatywnemu obrazowi ateisty w polskiej szkole?
Pytania te stawiam z przekonaniem, że opisane przeze mnie sytuacje naruszają porządek konstytucyjny RP.

Jako że pismo dotyczy problemów ogólnych podaję je do publicznej wiadomości.