piątek, 21 listopada 2014

SIKORSKI|EASTMAN. RANA SAMOTNOŚCI

Nie byłem przygotowany do odbioru tej płyty. Nie pomógł nawet finałowy koncert Kwartesencji, na którym pojawiły się kompozycje Juliusa Eastmana. Nie pomógł Youtube, dzięki któremu Eastmana w ogóle dla siebie odkryłem.

Ta płyta spadła na mnie jak grom. Mocno bym skłamał pisząc, że zwyczajnie ją odsłuchałem. Nie, to nie było słuchanie, ale intensywne duchowe zapasy, zmaganie, droga. Poprzez jakąś wewnętrzną ranę, która zaczęła boleć.

Tomasz Kamiński w tekście towarzyszącym płycie zauważa, że o ile muzyka Tomasza Sikorskiego jest zredukowana do minimum, pojawia się w postaci residuów, to Eastman posługuje się minimalizmem z rozmachem maksymalistycznym. Że płyta łączy ze sobą samotne nasłuchiwanie-nawoływanie Sikorskiego, z kolosalną, potężną muzyką Eastmana, w której rozdzwaniają się cztery fortepiany naśladując całą orkiestrę.
Ten dysonans kompozytorskich podejść wydaje się Kamińskiemu znaczący, kontrast zasadniczy. Dający do myślenia, otwierający na sens.

Inaczej czuję tę muzykę i inaczej odbieram tę płytę. Tym, co ją spaja jest melancholia i cierpienia, potężne napięcia, której narastają i - w gruncie rzeczy - nie znajdują rozładowania. Nic nie wydaje mi się tu kolosane, a wszystko intymne. Intymno-intymne, rzekł bym nawet.

Kapitalnie obrazuje to pierwszy utwór na płycie - Evil Nigger Eastmana, w którym otwiera
się przestwór osobniczego życia, strumień duchowy, pęd. Rozpisany na niezależne od siebie głosy, doświadczenia, które - choć osobne - interferują, wywołując turbulencje. I które nie milkną, nie wycofują się nawet wtedy, gdy cichną, dochodzą z daleka, niby zanikają.
Kapitalnie obrazuje do drugi utówr na płycie - Muzyka nasłuchiwana, w którym nakładające się na siebie plamy dźwięków-barw nie są oczywiste, bywają mocno niezgode, a jednak układają się w ciąg doświadczeń, interferują, wzmacniają się, naznaczają.


Muzyka tej płyty ma strukturę kryształu. Jest szlachetnie czysta, mieni się nieskończoną ilością barw. Wciąga do swego wnętrza tak, jak wzrok człowieka pochłania wnęrze kryształu rozmigotane dzięki światłu. Z drugiej strony jest to muzyka niezdobyta, tak, jak niezdobyte jest wnetrze kryształ. Zimna, daleka. Bodaj pierwszy raz w życiu czułem się jednocześnie włączony w opowieść i wyrzucony poza jej ramy. Bliski i daleki. Taki sam i obcy.
To pozwoliło mi poczuć, jak niewiarygodnie szczera jest ta muzyka. Szczera w odsłanianiu korzenia życia, czymkolwiek jest. Bo słowo, pojęcie nie może go wyrazić. Jest na tej płycie ból wykluczenia i tęsknota za tym, by stać się częścią większej całości. Jest cierpkość osmotnienia, konflikt duszy. Ale jest i bogactwo - które rodzi się z nasłuchiwania inności, reagowania na przemoc, niezgody na świat i swoje w nim miejsce.
Jest też ukryta z tyłu mojej głowy nadzieja - że jeśli damy się zranić tej muzyce, naznaczyć, opętać, to pojawi się szansa na to, że zapragniemy braterstwa w różnicach. Ciepła, przygarnięcia.

Wydarza się to wszystko dzięki muzykom.
Lutosławski Piano Duo, a więc Emilia Sitarz i Bartłomiej Wąsik, oraz Joanna Duda i Misha Kozłowski doskonale radzą sobie z Sikorskim i Eastmanem. Nie ma w ich grze żadnej minoderii czy fałszu, jest prostota, która pozwala pojawić się bogactwu, Kapitalnie wspomogła ich Ewa Guziołek Tubelewicz w mistrzowski sposób reżyserując dźwięk.

Wymowna jest także okładka płyty i pomieszczone w książeczce zdjęcia. Jedno - Sitarz i Wąsika - zrobiło na mnie wstrząsające wrażenie poprzez nałożenie się światów, wzajemne przenikanie, skupienie z której emanuje samotność.


Unchained
Tomasz Sikorski|Julius Eastman
Lutosławski Piano Duo, Joanna Duda, Misha Kozłowski
Bołt Records 2014.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.