wtorek, 24 czerwca 2014

ANTYPAŃSTWOWY KULT KONKURENCYJNOŚCI I KREATYWNOŚCI

Przed nami kolejny dzień z aferą podsłuchową. Znów będzie się mówić o zamachu stanu, gangsterce, zorganizowanych grupach przestępczych i kryzysach politycznych. Nie byłoby sensu włączania się w ten dyskurs, zwłaszcza, że dominują w nim emocje, a nie merytoryka. Nie byłoby sensu, gdyby nie fakt, że kryzys jest często najlepszym momentem "do przemyślenia od nowa podstaw ładu społecznego czy wyobrażonej instytucji społeczeństwa" [Wiktor Marzec].
Namysł taki jest konieczny tym bardziej, że - w moim odczuciu - społeczeństwo (podobnie jak naród)  nie istnieje samo w sobie. Jest raczej performatywnie ustanawiane "w akcie opowiedzenie się na jego rzecz". Społeczeństwa nie da się zatem wyprowadzić z żadnych obiektywnych czynników (historycznych, rasowych), ale trzeba je widzieć jako zbiorową samoświadomość, ustanawianą przez "subiektywną, realną i czynną przynależność" [tamże].

Afera podsłuchowa i związane z nią reakcje mówi nam wiele o tak pojętym społeczeństwie. Pokazuje, po pierwsze, że Polska obok USA najbardziej radykalnie i konsekwentnie ucieleśnia strategie neoliberalne (to teza Colina Croucha). Pokazuje także, po drugie, że na gruncie neoliberalnym, społeczeństwa budować się nie da.

***
Dlaczego? Ano dlatego że neoliberazzlizm jest religią, oddającą intensywny kult bożkowi konkurencji. "Żyjemy w świecie, który uważa konkurencyjność za coś bezsprzecznie dobrego. - czytamy w Dzienniku. Gazecie Prawnej - Wielbimy konkurencyjne firmy oraz konkurencyjne gospodarki. Chcemy, żeby konkurowali ze sobą pracownicy, szpitale, urzędy i uczelnie". Niezbyt często jednak zdajemy sobie sprawę z tego, jaką cenę płaci się za kult konkurencyjności.
Ceną tą jest rozpad więzi, atrofia solidarności, zanik poczucia "dobra wspólnego", jako celu motywującego długofalowe działanie polityków i funkcjonariuszy publicznych bez względu na zmieniające się gabinety. Ceną jest także nerwica i depresja, tym częstsze, im częście wymaga się od jednostek bycia nieustannie kreatywnymi.

***
Konkurencyjność to przecież nic innego, jak "wyścig, który zawsze kończy się wyraźnym rozróżnieniem na zwyciężców i pokonanych". Nie motywuje go chęć polepszenia zbiorowej sytuacji, ale zwycięstwo - swoje lub własnej grupy. Nie chodzi też o lepsze i szersze rozumienie świata, ale o zwycięstwo w rankingach i innowacyjność. W efekcie, Innych postrzegać należy jako wrogów, a zagrożenie minimalizować. Jedną z podstawowych reguł wyścigu, jest utrzymywanie w tajemnicy swojej strategii, bo tylko to może gwarantować przewagę. Konsekwencją tej reguły jest rozrost mechanizmów inwigilacji, trudno się bowiem dziwić, że wraże drużyny starają się odkryć tajniki planowanych strategii.

Kult ma to do siebie, że dotyczy nieuchwytnych w empirycznym świecie absolutów. Tak też jest z konkurencyjnością - wyścig nie kończy się nigdy, a cele zawsze okazują się doraźne i zawsze domagają się przekroczenia. Bardzo dobrze widać to w kulcie kreatywności, którą kształtuje się dzisiaj jako podstawową umiejętność i wartość. Nikt nie zastanawia się jednak nad tym, że dla funkcjonowania wspólnoty tak samo ważna jest nowość, jak tradycja, a człowiek nie jest w stanie psychicznie udźwignąć codziennego przekraczania swoich możliwości. Niezmiennie frapuje mnie fakt, że średniowiecze, czyli epoka "powielania" autorytetów i komentowania cudzych tekstów wydała tylu zjawiskowych myślicieli. A obliczone na wyścig (choćby w punktacji, choćby o stypendium czy grant) kreatywne produkcje współczesnych autorów często gęsto nie wnoszą nic nowego, poza ilością zapełnionych stron.

***
Konkurencyjność (wyścig) oznacza także bezpardonowe krzewienie się nierówności. W końcu nie każdy może być zwyciezcą. Różnice te widzimy na każdym kroku - rózni nas dostęp do procedur medycznych, do dóbr kultury, nawet do Internetu. Różni nas - i to drastycznie - poziom życia, którego - w ramach mechanizmów konkurencji - raczej nie będzie się podnosić. "W jednym z programów radiowych "EKG" w radiu Tok FM (21 maja) wysłuchałem ciekawej polemiki na temat płac w Polsce. - pisze Andrzej Szachaj [ten sam DGP]. Pani prof. Hanna Kuzińska (Akademia Leona Kozmińskiego w Warszawie) domagała się ich podniesienia w związku z tym, że produktywność polskich pracowników od bardzo dawna rośnie, a pensje za tym nie nadążają. Panowie Jeremi Mordasiewicz (Konfederacja Lewiatan) i dr Bogusław Grabowski (Rada Gospodarcza przy premierze) wyrażali zdecydowane zdanie, iż na taką podwyżkę jest za wcześnie, gdyż wciąż główna przewaga konkurencyjna Polski polega na niskich płacach. Przy czym dr Grabowski stwierdził w pewnym momencie, iż być może za dziesięć lat będziemy mogli sobie pozwolić na radykalne podnoszenie płac, zaś Jeremi Mordasiewicz powiedział, że musi się ono zawsze odbywać powoli i pod całkowitą kontrolą pracodawców, którzy zawsze lepiej wiedzą, na co ich stać". A zatem według ludzi korzystających z dobrobytu odkładanie na później potrzeb społecznych (jeszcze nie pora na odpoczynek, jeszcze nie pora na spokojne wiązanie końca z końcem) jest warunkiem sine qua non utrzymywania konkurencyjności!

***
Afera podsłuchowa doskonale wpisuje się w ten neoliberalny proces niszczenia społeczeństwa. Idzie w niej o podbcie sprzedawalności "Wprost", o wysadzenie z siodła wrażych polityków, o głosy wrzucone do urn. Racja stanu, dobro państwa, niepokoje społeczne itd. itp. - to tematy nieobecne. Tak, jak nieobecne staje się państwo.
Jeśli przyjąć - jak zrobiłem to na wstępie - że społeczeństwo tworzy się w performatywnych aktach przynależności, to neoliberalizm zamiast społeczeństwa tworzy skonfliktowane enklawy. Wygranych i pokonanych, dotowanych i niedotowanych, leczonych i nie-leczonych, normalsów i wykluczonych. Biegnąć w wyścigu enklawy te działają w oparciu o mechanizmy przemocy.
A ta pleni się coraz bardziej jawnie, podsycana przed media, polityków i... Kościół katolicki (działania polskiego kleru należą w dobie obecnej do najbardziej anty-państwowych i anty-demokratycznych). Zaczynam obawiać się, że eskalacja konfliktów, retoryka wojny, lęk przed nieustannym zagrożeniem, skończy się gwałtownym wyładowaniem. Ale oczadziali neoliberałowie raczej zbyt szybko tego nie dostrzegą. Jest się więc czego bać! 




  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.