poniedziałek, 1 lipca 2013

DRUGI I JA. KULTURA SAMOTNOŚCI A MIŁOŚĆ - KILKA SŁÓW O POWIEŚCI ITALO SVEVO



Tomaszowi Terlikowskiemu
- w imię miłości

Zapewne wstyd się przyznać, ale Italo Svevo poznałem dopiero przed kilkoma dniami. Jego Starość, widoczna na pierwszy rzut oka w bibliotece moich rodziców, budziła moje zainteresowanie od dawna, ale zawsze miałem pod ręką inną lekturą, więc ta musiała poczekać. Na szczęście przyszedł moment i dla niej...

W większości komentarzy i informacji dotyczących Svevo i jego spuścizny wyczytać można, że bohaterowie jego książek "otwierają w literaturze włoskiej bogatą galerię tak zwanych inneti, ludzi nieprzystosowanych do życia, od początku skazanych na klęskę. Bohaterowie Sveva cierpią na nieuleczalną chorobę woli, na abulię, która nie pozwala im na żadne konkretne działanie. Zamiast żyć, przyglądają się swemu życiu z boku, analizują każdy krok, zanim go jeszcze postawią" [Halina Kralowa].

Nie wiem, jak jest w przypadku bohaterów dwóch pozostałych powieści, ale tym, na co - w moim odczuciu - chorują główne postaci Starości jest egozim oraz samotność.

Na egozim cierpi główny bohater powieści, Emilio.
Triesteński mieszczuch i niespełniony literat. Jego życie uwikłane jest w relację z dwiema kobietami - Angioliną, która staje sie jego kochanką, oraz Amalią - jego siostrą.

Uczucia Angioliny potrzebne są Emiliowi czysto instrumentalnie. Na początku powieści deklaruje jej, że ją kocha, więc muszą być ostrożni, co wyraża w myślach tak: "bardzo mu się podobasz, ale w moim życiu możesz być tylko zabawką. Mam inne obowiązki, karierę, rodzinę".
Aby ułatwić jej funkcjonowanie w takiej relacji planują nawet pojawienie się tego trzeciego, który pozwoli Angiolinie spełnić się emocjonalnie, uczuciowo oraz społecznie (perspektywa małżeństwa). 
Jego faktyczne pojawienie się wywołuje jednak odwrotny skutek - Emilio staje się zazdrosny i zaborczy, chce podporządkować sobie Angiolinę, fizycznie ją posiąść, na każdym kroku wietrzy zdradę i brak szczerości.
Fakt faktem - możemy domyślać się, że Angiolina nie prowadzi się mieszczańsko, niemniej trudno byłoby uznać ją za negatywną bohaterkę powieści. Zapewne dlatego że kontrastuje silnie z egoizmem Emilia, a zdrady rodzące chęć zemsty są raczej wynikiem Emiliowego podejścia do świata, w którym albo jest się jego własnością, albo zasługuje na jego negatywne emocje.

Ich ofiarą staje się siostra Emilia - Amelia. Całkowicie oddana bratu, nieatrakcyjna we własnych i cudzych oczach, ucieka od samotności w świat inhalacji z eteru i marzeń o związku z przyjacielem Emilia - rzeźbiarza Ballego.
Emilio najpierw zabiera jej swoją uwagę, całą uwagę angażując w analizę relacji z Angioliną, a następnie pozbawia ją marzeń o Ballim.
W konsekwencji Amalia pogrąża się w delirium, które ostatecznie prowadzi ją do śmierci.

O tym, że szansą na uleczenie Amalii i wyzwolenie Emilio była miłość, pokazuje Elena - sąsiadka, która opiekowała się Amalią w czasie choroby. Odkryła ona miłość po czterdziestce, wychodząc za mąż za wdowca z dwójką dzieci. Ze strony rodziny męża i dzieci zaznała wiele cierpienia, odrzucenia, uznano nawet, że widmo zmarłej matki dzieci jest zazdrosne o pozytywne uczucia względem macochy. Ona jednak odkrywała miłość nie jako skupienie na sobie, ale jako dar, który uszczęśliwia. Jako budowanie więzów opartych na wolności, jako zaangażowanie, które nie zobowiązuje do wzajemności, ale co najwyżej ją budzi. Jako więź opartą na pamięci, na tym, że nie zapomina się także o tych, którzy miłości nie chcieli i woleli odejść.

Elena pozwala odkryć Emiliowi, że siłą jego życia była i jest miłość do Angioliny. Tyle że jego negatywna postawa, zazdrość, stawianie wymogów i obowiązków, uczyniło tę miłość gorzką i mroczną, opartą nie na afirmacji, a na resentymencie.
Mimo takiej lekcji Emilio nie potrafi jednak wyjść poza egoizm i chęć zniewalania, zapewne dlatego kończy jako samotny starzec, którego spełnieniem jest wyidealizowany obraz kobiety (sprzeniewierzona pamięć Amelii i Angioliny połączonych w jedno), której nigdy by w swym życiu nie spotkał. 

***
Książką Svevo po mistrzowsku łączy w sobie stare i nowe.
Stare, bo motyw miłości jest tu ewidentnie romantycznej proweniencji. Nowe, bo diagnozujące człowieka naszych czasów jako jednostkę chorobliwie egoistyczną i samotną, patrzącą z lękiem na typ głębokich relacji opartych na wolności i wyborze, a nie na podporządkowaniu i instytucjonalizacji.

A przecież miłość i instytucja zawsze pozostają w konflikcie, przynajmniej o tyle, o ile pierwsza wymaga podsycania wolności, którą druga ogranicza i kodyfikuje.
A przecież miłość jest najwspanialszym motorem zmian, które instytucje kiełznają widząc człowieka w statycznej perspektywie norm.

Widać to dobrze na kartach Ewangelii, których bohaterem - jak uczy Tradycja - jest Jan Teolog.
Początkowo zapalczywy (syn gromu), przekonany o tym, że wszystkich myślących inaczej najlepiej jest spalić ogniem, egoistyczny (wraz z bratem prosi Jezusa o miejsce po Jego prawej i lewej stornie na uczcie w niebiesiech) pod wpływem miłości staje się łagodny i dobroduszny, uczy się odkrywać Boga w drugim człowieku i tego, jako jedynej drogi chrześcijaństwa, naucza.

Przemienia go miłość szczególna - w końcu tylko o nim piszą Ewangelie, że był umiłowanym uczniem (przy czym mowa jest nie tylko o miłości jako agapestricte duchowej, związanej z rozumem, ale także o philia: w J 20, 2 mowa jest właśnie o phileo, kochaniu będącym upodobaniem, indywidualnym uczuciem, spontaniczną, emocjonalnie zabarwioną relacją) i że spoczywał na łonie Jezusa, co w języku Biblii Żydowskiej zarezerwowane jest dla opisu głębokiej i odpowiedzialnej miłości małżeńskiej, czy wręcz przynależności małżonków do siebie nawzajem (por. Pwt, 13,7). To ta miłość powoduje, że jako jedyny potrafi rozpoznać Zmartwychwstałego i to jej naucza.
A przecież nie On zostaje głową instytucji!
Nie posiada także Jezusa na własność. Jest tego świadom do tego stopnia, że jako jedyny ewangelista nazywa innych ludzi przyjaciółmi Jezusa (!) opisując to, jak niezwykle zindywidualizowana miłość łączyła Jezusa z innymi ludźmi (Łazarzem, Marią i Martą, Szymonem Piotrem). 

Jan Teolog jest ikoną pozwalającą zobaczyć, że prawdziwie głęboka miłość, autentycznie głęboka emocjonalna więź, czuciowe przywiązanie i oddanie sobie nawzajem możliwe są tam, gdzie miłość nie jest obowiązkiem, ale darem, który nie wyczerpuje się oddany jednej osobie, ale potęguje się, obejmując sobą innych.
Takiej miłości boi się bohater powieści Svevo, zbyt skoncentrowany na sobie, na paraliżującym braku poczucia własnej wartości, na chęci zdobycia i posiadania.

Tak tworzy się kultura niszczącego egoizmu, wyczerpania, abulii, wnikliwie, acz bez szafowania ocenami, opisana przez włoskiego twórcę. 

_____
Dla fragmentu o Janie Teologu inspiracją dla mnie był tekst Andrzeja Wysockiego OP, Czy Jezus przyjaźnił się z Janem?, który parafrazuję. Tekst umieszczono w starym numerze Teofila wydanego pod egidą "Drugi i Ja", która znalazła odbicie w tytule posta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.