piątek, 7 czerwca 2013

ości ZOSTAŁY RZUCONE. O KSIĄŻE IGNACEGO KARPOWICZA

Podszedłem do ości z lekko ograniczonym zaufaniem.
Po tym, jak po Balladynach i romansach pozostało mi wspomnienie ambiwalentnie pozytywne. 
Generalnie spodobał mi się koncept Balladyn - migawkowa narracja, przecinające się historie bohaterów, przeniesienie ponowoczesnej sfery religijności wprost na ziemię i przetestowanie, jakie (także transgresyjne, a więc ożywcze dla sacrum) efekty może to wywołać. Do tego wyraźny dystans przy jednoczesnej sympatii dla bohaterów i żart, nie zawsze wysokiej próby, ale zazwyczaj wartościowy.
Jasne, mogły drażnić mocno podkręcony, koturnowy język połączony ze stylem niskim, przekraczanie narracyjnego dobrego gustu czy łamanie czytelniczych nawyków. Dla mnie zabiegi te, które kiedyś przypisałem do kampu - dobrze współgrały z budowanym w powieści światem, stając się dobrym narzędziem do obejrzenie wycinka polskiej rzeczywistości. Tyle że pomysłów na ten świat starczyło do 2/3 książki - później wiało już nudą i warsztatową bezradnością: zakładając nawet, że Balladyny miały mieć strukturę otwartą, dodając, że lubię "dzieła otwarte", tutaj nie miałem chęci, by wiązać ze sobą cokolwiek.

***
ości nie przyniosły mi jednak rozczarowania.
Moim zdaniem to powieść lepsza od Balladyn, sprawniejsza warsztatowo (choć pewne manieryczne wstawki ze stylu niskiego drażnią pod koniec tak samo, jak w Balladynach) i dojrzalsza światopoglądowo. O ile...
O ile miało się szczęście przeczytać ją przed rozmową z Ignacym Karpowiczem i Kingą Dunin, która ukazała się w dzisiejszej Wyborczej.

O tym, że gros bohaterów ości posiada swoich realnych antenatów wiedziałem z anteny radia. Ale zupełnie nie zaprzątałem sobie tym głowy poznając świat bohaterów w e-bookowej wersji książki.
I dobrze - nie zgadzam się bowiem z tym, że w ościach dominują poglądy Kingi Dunin (pierwowzoru Ninel Czeczot), co sugeruje zadająca pytania Dorota Wodecka.
Nie zgadzam się również z tym, że ości są promocją świata "cywilizacji śmierci" przeciw "cywilizacji życia", jak zgodnie utrzymują Dunin i Karpowicz. Gdyby tak było, powieść zamieniałby się w tanie ideologizowanie, niewarte - jak większość stereotypów - dłuższej uwagi. Mogą się z nimi obnosić w wywiadach, co też robią na łamach Wyborczej, nie powinni jednak aż tak mocno ukierunkowywać lektury, zwłaszcza w momencie, gdy książka dopiero ukazuje się na rynku.

***
Dla mnie ości są najzwyczajniej w świecie powieścią społeczną, wrażliwym opisem płynnego świat;, świata, którego nie legitymizuje już odwołanie do absolutów, ale który toczy się na mocy wewnętrznych mu, nieuzgadnialnych mechanizmów i reguł.
Karpowicz z dużą dozą empatii pokazuje ludzi naszych czasów, świadomych niespójności swoich poglądów i swoich decyzji, pogubionych emocjonalnie i zawodowo, zakłamanych, utrzymujących pozory normalności, niekiedy zaś nadnormalnych, zbuntowanych, uwikłanych w sytuacje wątpliwe, często - w pierwszym odruchu - podlegające napiętnowaniu.
To świat naszej codzienności, z którym stykamy się na ulicy, w tramwajach, na uczelni.
Dla jednych świat wyzwolenia - walki o poszerzenie praw dla mniejszości, budowania empatii wobec zwierząt.
Dla innych świat nie do pogodzenia z ich religijnością, myloną często z zakorzenionymi rolami społecznymi.

***
Świat zarazem obcy i bliski.

Karpowicz nie kryje jego wad - walcząca o prawa kobiet Ninel wychowuje nadnormalne, a więc emocjonalnie zwichnięte dziecko.
Mąż porzuca żonę i czwórkę dzieci dla sąsiada z góry.
Wysokie kompetencje utrudniają znalezienie pracy.
A osoba, którą się kocha, nie jest ani kobietą, ani Europejczykiem, a przecież jest się homofobem i rasistą.

Babka-tradycyjna katoliczka dogaduje się z wnukiem-punkiem.
A "moherowa" teściowa godzi się z tym, że mąż jej córki jest drag queen, godzi się, bo wie, że jest uczciwym i dobrym człowiekiem.

***
Tym, co dla mnie najcenniejsze w tej książce, jest pokazanie, że dziwny, płynny, ponowoczesny świat, nie różni się w tym, co fundamentalne, od świata bardziej tradycyjnego.
Że ludzie wciąż szukają w nim miłości, lojalności, wierności; że wciąż w cenie może być przyjaźń, że w obliczu śmiertelnej choroby dalej ucieka się w imię uczuć, by nie stać się ciężarem dla bliskich i że bliscy nie akceptują tej ucieczki.
Że pragnienia te - nie ważne, czy rodzą się w sercu "moherowej katoliczki", geja, "starszej" kobiety, osoby mono- czy poliamorycznej - są w zasadzie takie same, łączą nas, a nie dzielą, są nagą ością człowieczeństwa, pozostającą po zdrapaniu naddatków kultury.
Że to właśnie przez te pragnienia powinniśmy stawać się tym, kim chcemy być, nawet jeśli każdy projekt jest tylko tymczasowy.

Tym, co istotne jest także to, że książka Karpowicza - wbrew deklaracjom z wywiadu - nie jest apologią jakiegoś modelu cywilizacji przeciw innemu. Jest apologią odpowiedzialności i szczerości, tego, byśmy świadomie budowali życie.

Nihil novi - można powiedzieć.
Owszem, ale...
... ale warto było pokazać, że we współczesnych czasach, w których niemal wszystko rozpada się na naszych oczach, jest jeszcze coś stałego, co powoduje, że płynność nie niszczy człowieka - miłość, lojalność, przywiązanie, empatia
Warto to było pokazać nie cukrując świata, nie przemilczając jego pęknieć i wad, ale wydobywając światło z serca tego, ci wielu wydaje się mroczne!

_________
Zdjęcie za: ceneo.pl

2 komentarze:

  1. Zaprawdę powiadam Ci, nie czytam beletrystyki, nie ma się czym chwalić, dostałam jednak owe Ości i ambiwalentne mam odczucia po Twojej recenzji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mi odpowiedź nie wchodzi :-(
    Pytałem, czy ta ambiwalencja jest względem książki, mojego jej odbioru czy kształtu posta, bo nie wiem, czego dotyczy :P

    Karpowicz jest specyficznym literatem - część go lubi, część nie, neutrum raczej nie spotkałem.
    Towarzyszę mu od Balladyn, bo mimo mocno kiepskiego końca, książka dokonała przekroczenia rodzimego tabu.
    Ta książka podoba mi się ze względu na migawkowość, brak przesadnego, psychologicznego prania bebechów i afirmację zwykłych, a raczej niezwykłych, bo odpowiedzialnych relacji i dialogu.
    Choć czytam ją z całym rynsztunkiem swoich przedzałożeń (w tym sympatii dla Geneta i powieści francuskich, przez co pewnie lepiej znoszę swoisty Karpowiczowski patos). A każdy z nas ma swoje przedzałożenia :-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.