niedziela, 2 grudnia 2012

LIST POSTMODERNISTYCZNEGO DIABŁA NA 1 NIEDZIELĘ ADWENTU

[1] Żyjemy w dobie, która nie sprzyja ani autorefleksyjności człowieka, ani zachowaniu przez ludzi antropologicznej harmonii. Na naszych oczach każdy dzień musi rozgrywać się coraz szybciej. My zaś musimy coraz spieszniej i coraz liczniej dostarczać owoców naszej kreatywności, których żywotność "mieści się w przedziale wyznaczonym przez okres ważności mleka i jogurtu".
Tym bardziej trzeba podkreślać, że jest coś, co warto zachować z dorobku kultury chrześcijańskiej: poczucie cykliczności czasu. 
Wielka jest mądrość Kościołów w przypominaniu człowiekowi, że konstytutywnym wymiarem ludzkiego życia jest autorefleksyjność. Równie wielką mądrość ta jest także wtedy, gdy przypomina, że skupienie na sobie musi być przełamane czasem zabawy i czasem zanurzenia w codzienności.  

[2] Adwent jest dla mnie czasem "rachunku sumienia". Nie idzie mi jednak o to, żeby drobiazgowo analizować własne błędy, mając za przewodnika zestaw norm podanych przez instytucję. Chodzi mi raczej o to, by skupić się na którymś z konstytutywnych wymiarach bycia i przyjrzeć się temu, jak udaje mi się go na co dzień realizować.

[3] Tego roku wymiarem tym jest dla mnie parrhesia, którą za Michelem Foucaultem chciałbym tłumaczyć jako odwagę prawdy.
Co może mieć wspólnego prawda z postmodernistą? Wydaje mi się, że więcej niż sądzą wojujący krytycy ponowoczesności.
Dla postmodernisty bowiem prawda nie jest układem obiektywnych (a więc niezależnych od człowieka) zdań o świecie. Jest ona wartością angażującą życiowo, a więc wymagającą nie tyle zgodności słów i świata zewnętrznego, ile zgodności słów i egzystencji tego, kto słowa te wypowiada. 

[4] Sposobem dobrej autorefleksji jest zaś - znów Foucaultowska - pomyślenie siebie w sposób radykalnie inny, niż czyniło się to do tej pory. Dystans i różnica pozwalają bowiem dostrzec we własnym życiu aporie i przekłamania. Pozwalają także na nowo ułożyć granice swojego świata. 

[5] Prawda egzystencji wyraża się w człowieku-jako-całości. Nie jest więc prawdą tylko intelektu czy ducha, oderwanych od cielesności. Nie jest też prawdą ciała oderwanego od tego, co duchowe.
Prawda egzystencji objawia się w ciele rozumianym jako miejsce wydarzania się tego, co duchowe. Wskazując na organiczność ludzkiej egzystencji. 

[6] Prawda egzystencji wyraża się w komplementarności
Słów i gestów, wartości i zachowań. 
W umiejęntości rozumienia i nazwania tego, co się czyni, jak i otwartością na poszukiwanie najbardziej nawet ukrytych motywów swoich działań.

Ten wymóg rozumienia i nazywania jest następstem egzystencjalnej indywidualizacji prawdy. W świecie bezdusznej ogólności nasze czyny, myśli i wartości mierzone są bowiem narzuconymi kodeksami, rozumianymi przez wszystkich. Jeśli nie chcemy żyć według nich, nasze myśli czy czyny przestają być intersubiektywne i potrzebują naszego komenatrza.

W pierwszym rzędzie autokomenatrza, pozwalającego nam samo-się-rozumieć.
Ale także komenatrza dla Innych, po to, by mogli przyjąć prawdę naszego życia nie wtłaczając jej w obce nam schematy wartości czy pojęć. 

Rozumienie i nazywanie jest tedy zobowiązaniem wynikającym z odpowiedzialności, za sobie i za Innych, których na siebie otwieramy.

[7] Prawda egzystencji osadzona jest źródłowo w naszym otwarciu na Innych
Otwarta bowiem jest nasza cieleność, będąca znakiem naszych emocji, uczuć, myśli. Znaczące są nasze zachowania i gesty.

Miarą otwarcia jest nasza bezinteresowność. Okazywana nie zawsze i nie przed każdym, świat bowiem dyktuje dziś bezlitosne reguły współ-życia, ale tym bardziej nadająca naszemu życiu piętno suwerenności oraz daru. Okazywana zawsze za pośrednictwem ciała.

Smutne, że trzeba przypominać o tym w kulturze tak silnie naznaczonej chrześcijaństwem, w którym Bóg nie tylko stał się ciałem, ale jako Ciało rozdaje się każdemu z czystej radości ofiarowania.  

[8] Parrhesia jako pytania na Adwent:
- czy jestem całością, czy niekompatybilnym kłębowiskiem czegoś, co ma być duchem i czegoś, co ma być ciałem?
- z czego-się-tworzę, co jest prawdą mojego życia, której odważnie umiem bronić?
- czy będąc sobą, z wyraźnym kręgosłupem przekonań i wartości, umiem pokazać je innym jednocześnie ich nie narzucając, bo nie zakładając, że to, co robię i myślę, musi być oczywiste nie tylko dla mnie? 
- czy umiem odpowiedzialnie zaprosić Innych do swojego świata ucząc Ich jako go interpretować i ucząc się, jak interpretować Ich światy?
- czy umiem dostrzec, że rdzeniem mojego życia jest bezinteresowna suwerenność daru?
- czy umiem dzielić się sobą?
- czy umiem wspierać najbliższych w ich dzieleniu-się-sobą-z-innymi? Dzieleniu, w którym duch urzeczywistnia się w dzieleniu się ciałem?

[9] Parrhesia jako wewnętrzny spokój, który płynie z poczucia własnych wartości i odmienności oraz z konsekwentnego postrzegania życia jako drogi rozwoju. 

Parrhresia jako pozbywanie się małostkowości, której najdoskonalszym wyrazem jest zazdrość.

Parrhesia jako adwentowy test na zazdrość:
Pomyślmy, za Klossowskim, że można dzielić się kochaną osobą z innymi, naśladując Chrystusa dzielącego się swoim ciałem. 
I zbadajmy własny lęk - czy budzi go gest podzielenia, czy noszone w sobie kompleksy sprawiajace, że nie możemy uwierzyć, że ktoś kocha nas naprawdę??


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.