czwartek, 29 listopada 2012

SZALEŃSTWA MICHALIKA, CZYLI ADWENTOWY OKÓLNIK

Michałowi P.
za inspirację 

Kończąc ostatni wpis miałem poczucie, że czas na kilka chwil odetchnąć od bloga. Miałem tym samym nadzieję na wyciszenie nadmiaru bodźców, na chwilę słodkiej ciszy, na odrobinę wytchnienia. Ale okazuje się, że nie jest mi to dane - nasz piękny kraj żyje bowiem w iście ponowoczesny sposób akcelerując ilość kuksańców, których nie chce się już puścić płazem.

Jednym z nich jest adwentowy okólnik abpa Józefa Michalika. W sumie nie tyle okólnilk, ile apel, w którym Autor mobilizuje katolików do walki.
Do wali przeciw tym wszystkim, którzy w zmasowany sposób atakują dziś już nie tylko Ewangelię, ale "same podstawy naszego ludzkiego istnienia".

Agresorów jest zasadniczo dwóch: środowiska mniejszościowe i współczesna nauka.
Te pierwsze, próbują podważyć naturalny porządek dowodząc, że małżeństwo nie musi być monogamicznym związkiem kobiety i mężczyzny służącym prokreacji. Ta druga "nie liczy się z morlanością i nieodpowiedzialnie dopuszcza krzyżówki genetyczne między roślinami, zwierzętami, a nawet ludźmi".

Na te i na inne "znaki globalnej nieuczciwości, które konsekwentnie zwrócą się przeciwko ludzkości, bo naruszają ustalony przez Boga porządek natury" katolicy mają obowiązek reagować, zdecydowanie przeciwstawiając się satanizmowi (!), promowanemu przez "ludzi grzesznych i zepsutych".
Satanizmowi, bowiem szatan jest ojcem kłamstwa, a walka o prawa dla mniejszości seksualnych czy zapłodnienie in vitro są właśnie zakłamaniem prawa natury, wpisanego przez Boga w świat.

W normalnym, laickim kraju poglądy promowane przez Michalika można by zbyć uśmiechem politowania. U nas jednak są one wciąż ważna siła polityczną, której nie można lekceważyć.

Boli mnie w nich wiele
- kompletna bezrefleksyjność i brak elementarnej empatii w stosunku do krytykowanych "satanistów";
- brak świadomości historycznej: Kościół palił już naukowców w imię wierności niezmiennemu prawu natury wstydliwie i półgębkiem wycofując się potem ze swoich omyłek;
- pycha, pozwalająca uznać, że grupa ludzi może w sposób adekwatny poznać to, co nieskończone i efekty swojego poznania narzucić innym nawet w sytuacji, gdy nie stoją za nimi intersubiektywnie sprawdzalne argumenty (Tomasz z Akwinu pisał z drżeniem, że nawet jeśli możemy pokazać, że Bóg jest, to już nie możemy wiedzieć, kim jest, dlatego teologię nalezy uprawiać apofatycznie);
- zadufanie, pozwalające uznawać swoich za dobrych, a nie-swoich za złych (Jerzy Klinger napisał kiedyś, że podział na barany i kozły z metaforycznej opowieści o sądzie ostatecznym jest podziałem przebiegającym nie między ludźmi, ale we wnętrzu każdego człowieka);
- dogmatyzm, zapominający o tym, że Polak ma dziś szansę poznać inne nurty chrześcijanstwa i ich - także wywodzone z Biblii - poglądy na kwestie związków partnerskich czy in vitro;
- przekłamywanie faktów: związki partnerskie bowiem mają być zarówno związkami jednopłciowymi, jak i róznopłciowymi, po prostu mają inaczej niż tradycyjne małżeństwo regulować przestrzeń relacji międzyludzkich; poza tym ustawa nie ma na celu kreowania rzeczywistości, ale uznanie tego, co istnieje. 

Nie to jednak budzi mój największy sprzeciw.

Apel Michalika pojawia się bowiem w momencie, gdy w naszym kraju w szczególny sposób eskaluje się agresja. Pomiędzy politykami, ale także wśród obywateli. Czego przykładem są zającia z okazji 11 listopada, nacjonalistyczne akcje na Podlasiu, czy szerzące się w Polsce akce "bij pedała".
Trzeba być wyzutym z wszelkiej ludzkiej przyzwoitości, by w obliczy tych zajść dokładać oliwy do ognia. Bo jak nie bić geja, skoro jest satanistą. I jak nie prześladować dziecka poczętego pozaustrojowo, skoro jest szatańskim pomiotem?

Jeśli tak działać ma instytucja wypisująca na sztandarach hasła miłosierdzia i miłości, to albo znaczy, że nie rozumie swoich haseł, albo zżera ją hipokryzja.

Czuję się chrześcijaninem, choć bliżej mi do prawosławia niż katolicyzmu, a daleko do instytucji. Ale jeśli tak ma być sprawowany rząd dusz, to - dla ocalenia w nas wymiaru religijnego - wolę, żebyśmy wrócili do słowiańskich korzeni. Wzorem mogą nam być tu Litwini.
Powrót do źródeł zrobiłby nam dobrze, nasi praszczurzy byli bowiem o wiele rozumniejsi od nas. Za naturalne uznając nie tylko czczenie bogów i budowanie wspólnoty, ale także symboliczną zmianę płci czy nie-heteronormatywne związki. Przypomniał to kiedyś Paweł Fijałkowski pisząc o słowiańskich grobach, w których pochowano jednopłciowe rodziny.

Lew Szestow ukuł opozycję Aten i Jerozolimy. Trzeba ten slogan nieco przekształcić:
Ateny i Słowiańszczyzna przeciw Jerozolmie.
Dla dobra jednostek, dla dobra wspólnoty i dla dobra religii!
Amen.

2 komentarze:

  1. Tej Słowiańszczyzny obawiałabym się trochę, szczep Piastowy gotów ją przejąć bez pardonu, z nieznacznymi tylko modyfikacjami, jak np. rezygnacja z wielobóstwa, podmiana elementów wykopalisk itp. Krótko mówiąc, włos mi się jeży na myśl o Prawdziwym Słowianinie, choćby i na urlopie w Atenach...

    OdpowiedzUsuń
  2. Takiego Słownianina też bym się bał ;-) Ale na szczęście napisałem, o jakiego mi chodzi. W "stosownej" nomenklaturze byłby to prasłowiański żydo-mason :-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.