niedziela, 18 marca 2018

WIESZAK DLA BISKUPA!

Szanowni Państwo!

1.      Byłem późnym dzieckiem, dość stwierdzić, że mam bratanicę młodszą ode mnie zaledwie o kilka miesięcy. Istniały powody, by w przypadku tej późnej ciąży, na poważnie rozważać aborcję. Dowiedziałem się o tym dwa razy, od dwóch różnych członków rodziny, na dwa różne sposoby. Pierwszy raz był szalenie emocjonalny i nie na trzeźwo, zrobiony w taki sposób, że nie mogłem pozbierać się przez kilka kolejny dni.  Za drugim razem rozmawiała ze mną, nieżyjąca już, Mama, która dokładnie opowiedziała o sytuacji, o tym, co trzeba było wziąć pod uwagę i o tym, dlaczego podjęła (z naciskiem na jej odpowiedzialność) taką a nie inną decyzję. Po tej rozmowie w ogóle nie musiałem się zbierać. Fakt, świadomość, że „mogło mnie nie być” nie jest specjalnie miła, ale wiele rzeczy w życiu nie jest miłych. Ważne dla mnie było to, że rozważanie aborcji okazało się zrozumiałe, a także to, że zabieg był prawnie dopuszczalny, czyli że nie trzeba było działać pod jakimkolwiek przymusem. Mama do końca broniła praw reprodukcyjnych kobiet i takiej postawy mnie nauczyła.

2.     Społeczność Dziewuch (Ogólnopolski Strajk Kobiet, w Łodzi przy mocnym zaangażowaniu Łódzkich Dziewuch Dziewuchom)  moderuje dzisiejsze protesty pod nazwą „Słowo Na Niedzielę — Wieszak dla Biskupa!”. W ten sposób wyrażony ma być sprzeciw wobec nacisku episkopatu Kościoła rzymsko-katolickiego na polityków w sprawie projektu ustawy dotyczącego radykalnego ograniczenia praw reprodukcyjnych kobiet. Trudno mi nie uznać, że protest ten jest jak najbardziej zasadny. Mój radykalny sprzeciw budzi bowiem próba odebrania aktorom społecznym ich prawa do kształtowania tego, jak społeczeństwo wygląda i zastąpienie sprawczości obywatelek i obywateli regułami wywodzonymi z porządku pozaspołecznego. Jak przekonująco pokazał Alain Touraine, „religia nadaje treść modelowi kulturowemu” w tych społeczeństwach, które w najmniejszym stopniu oddziałują same na siebie (samokształtują się). Religia wspiera tam dominujący porządek, a więc także utwierdza hegemonię dominujących klas (o taką hegemonię dla polityków prawicowych od dawna zabiegało wielu funkcjonariuszy Kościoła, wspierały te dążenia społeczności skupione wokół Tadeusza Rydzyka, wydaje się również, że w zgodzie z tą logiką, PiS boi się dzisiaj nie tyle opozycji, ile odpływu poparcia ze strony środowisk prawicowo-narodowych, o czym pisze Anna Mierzyńska w oko.press). Nie to jednak uwiera mnie najbardziej.

3.     Najbardziej uwiera mnie to, że dzięki takim a nie innym działaniom Kościoła bioetyka staje się w Polsce czymś na wskroś karykaturalnym. Teren sporów, w którym wysuwane są poważne argumenty (pisała o tym zajmująco Barbara Chyrowicz) zamienia się w wojnę prowadzoną nie na trzeźwo i angażującą głównie emocje. A jak w każdej wojnie, mamy wrogie obozy oraz cywilne ofiary walki. Polityczne naciski Kościoła, który wspiera skrajne projekty ustaw, prowadzą do utrwalania w społeczeństwie przekonania, że aborcja jest z definicji mordowaniem człowieka i powinna być zakazana. Reakcję stanowi pogląd, że aborcja jest sprawą wolnej decyzji kobiety, co do własnego brzucha. Ofiarami cywilnymi są Ci wszyscy, dla których moralność nie jest grą zero-jedynkową, a także te, których nacechowany skrajnymi emocjami dyskurs funduje większą lub mniejszą traumę. Ostatecznie przegranym z tej wojny wyjdzie całe społeczeństwo, które pozostanie nieczułe na problemy, na które natyka się każdy, kto traktuje moralność na serio.

4.    Konsekwentny i pryncypialny sprzeciw wobec działań Kościoła i środowisk prawicowych powinien być również sprzeciwem wobec czynienia z bioetyki karykatury. To oznacza także sprzeciw wobec redukcji zagadnień związanych z aborcją do hasła, że „mój brzuch to moja sprawa”. Czas wypłynąć poza Cieśninę Mesyńską, gdzie czyhają Scylla sojuszu ołtarza i tronu oraz Charybda naiwnego feminizmu liberalnego. Jak to zrobić?

5.     Nie przedstawię tu wyczerpującego katalogu strategii czy problemów, które warto zastosować. Zasygnalizuję tylko trzy — w moim odczuciu bardzo istotne — sprawy.

Po pierwsze, należy jasno wiązać prawa reprodukcyjne z kwestiami społecznymi takimi jak bieda, nierówności, dostęp do żłobków i przedszkoli, stosunek pracodawców do pracownic w ciąży i matek z małymi dziećmi itd., itp. Nie da się również nie brać pod uwagę jak dobrostan psychiczny i fizyczny kobiety oraz jej rodziny (od mierzenia się z bólem i traumą, gdy patrzeć się będzie na cierpienie i śmierć dziecka skazanego na śmierć w wyniku konieczności donoszenia ciąży z poważnymi wadami, po śmierć kobiety w połogu czy skazanie jej na poważny uszczerbek na zdrowiu, jak miało to miejsce w przypadku Alicji Tysiąc).

Po drugie, należy podnosić problematyczność spraw bioetycznych w sposób niefundamentalistyczny, to znaczy pokazywać, że pewne problemy etyczne nie znajdują jednoznacznego rozwiązania. W odróżnieniu od języka religii i polityki znakomicie sprawdza się w takiej roli język sztuki. Jako przykład mogę wskazać fotogramy Helen Chadwick z serii Unnatural Selection, poruszające problemy związane z zapłodnieniem in vitro.

Po trzecie, należy wymagać rzetelnej edukacji (bio)etycznej, seksualnej i — szerzej — humanistycznej. Zadaniem takiej edukacji jest między innymi kształtowanie wrażliwości na różnorodność systemów moralnych i etycznych, umiejętność formułowania zasadnych i zrozumiałych argumentów na rzecz własnego stanowiska oraz rekonstruowania argumentów wysuwanych przez inne osoby, krytycznego podejścia do tradycji i historii, pojmowania, jak ważne jest dostrzeganie krzywd, które w imię prawa, moralności czy Boga zadaje się drugiemu człowiekowi. Pisze o tym wszystkim Martha Nussbaum w zajmującej książce Nie dla zysku. Dlaczego demokracja potrzebuje humanistów. Swoją drogą — pozwolę sobie otworzyć nawias — łatwo zrozumieć, dlaczego neoliberalizm tak niechętnie patrzy na humanistykę, a działalność naukową wiąże bezpośrednio w biznesem i rynkiem (myślę tu, między innymi, o ustawie projektowanej przez Jarosława Gowina). Często gęsto konserwatywne zaplecze światopoglądowe neoliberałów, zwanych wtedy neoconami, układa im świat zero-jedynkowo, wolności i kreatywności pozostawiając sferę rynku. Ale humanistyka nie jest potrzeba również bardziej socjalnym konserwatywnym ideologiom — tam sprowadza się do określonej polityki historycznej i tożsamościowej, kształtującej obywatelki i obywateli według jednego wzorca.

6.    Jako uczestnik protestów organizowanych przez Dziewuchy (OSK+) wiem, że poruszają one i sprawy socjalne, i walczą o prawa innych społeczności, choćby LGBT+. Dlatego z pełnym przekonaniem popieram dzisiejszy wieszakowy protest. Czy będzie skuteczny? Będę rad, jeśli dzięki działaniom Dziewuch bioetyka z jej złożonością pojawi się w świadomości społecznej w sposób choć trochę mniej nietrzeźwy niż dotąd.


niedziela, 4 marca 2018

POLSKI KLIMAT DLA PRAW LGBT+


Podobno Parlament Europejski często wydaje się odległy polskim obywatelom. W dyskursie konserwatywnych środowisk bywa także pokazywany jako ciało podejmujące decyzje ideologicznie niebezpieczne. Zapewne jedno i drugie powiedzą niektórzy o decyzji PE, by opowiedzieć się przeciwko tzw. terapii reparatywnej, która rzekomo pozwala wyleczyć się z homoseksualizmu.

Dla mnie jest to decyzja życiowo bliska i olbrzymiej wagi, co najmniej z dwóch powodów. Musimy bowiem zdawać sobie sprawę, że terapia reparatywna jest popularna w środowisku polskich fundamentalistycznych chrześcijan i konserwatystów. Spotkania z Paulem Cameronem organizowane bywają nawet w Sejmie. Wzięciem cieszy się również Gerard van der Aardweg, autor kuriozalnej książki Homoseksualizm i nadzieja, która rekomendowana jest na stronach internetowych lubelskiego ośrodka Odwaga. Znajdziemy tak taki jej opis:

W czasach, gdy propaganda homoseksualizmu upiera się, że homoseksualizm jest normalny, a styl życia gejów radosny, jeden z najwybitniejszych europejskich pschoterapeutów proponuje słowo nadziei – i prawdy. Homoseksualizm nie jest uwarunkowany genetycznie – pisze Gerard van den Aardweg – a styl życia gejów nie jest drogą, którą homoseksualiści muszą podążać. Rosnący zbiór dowodów pokazuje, że homoseksualizm jest zakorzeniony w problemie psychicznym, który można z powodzeniem leczyć. Jest nadzieja dla nieszczęśliwych homoseksualistów, którzy pragną przemiany.

Sądząc po innych publikacjach polecanych przez Odwagę, a także po udostępnianych na stronach ośrodka tzw. świadectwach widać wyraźnie, że możliwość „konwersji” homoseksualisty traktowana jest tam serio. Skoro ludzie „nie rodzą się takimi”, a homoseksualizm jest objawem klinicznym, możliwa jest prewencja i terapia osób homoseksualnych.
Od bardzo dawna działalność Odwagi spotykała się z reakcjami negatywnymi, opartymi na aktualnej wiedzy z zakresu medycyny. Mój drobny w kład w te działania to próba zainteresowania tematem RPO Ireny Lipowicz i ministra Bartosza Arłukowicza. Lipowicz nie była osobą skłonną do zajmowania się sprawami kłopotliwymi światopoglądowo, pismo z jej biura, w którym zwyczajnie zbyto temat, mnie nie zdziwił. Liczyłem jednak, że Arłukowicz — z jego przeszłością w SLD i ministrowaniem, gdy był w PO — wykaże się większym zrozumieniem problemu, zwłaszcza, że pytałem o skandaliczną działalność Odwagi jako organizacji pożytku publicznego. Na zajęcie przez niego stanowiska nie doczekałbym się, gdyby nie monity, Ministerstwo Zdrowia postanowiło bowiem nie odpowiadać. W końcu odpisano mi bez odniesienia się do większej części mojego listu. Zostałem pouczony, że homoseksualizm to nie choroba, że jest wolność światopoglądowa, nie ma więc powodu, by Odwagą się zajmować, a poza tym Minister zapoznaje się ze sprawozdaniami z działalności ośrodka i wszystko jest w należytym porządku. Czy treści, jawnie kolportowane przez Odwagę, są w porządku, pozostawiam do oceny czytelnikom wpisu. Dla mnie już one są wystarczającym powodem, by przyjrzeć się działaniom prowadzonym w Lublinie.

Decyzja o poparciu zakazu terapii reparatywnej na poziomie PE stwarza dodatkowy instrument do oceny działań ośrodków takich jak Odwaga. Ale pozwala także na ocenę działań psychoterapeutów, którzy pracują indywidualnie, kierując się w przypadku osób LGBT+ nie wiedzą medyczną, a światopoglądem. Wciąż bowiem jest tak, że zdarzają się terapeuci homofobiczni, ci zaś, którzy traktują orientację seksualną w sposób profesjonalny, nie zawsze posiadają wystarczającą wiedzę w zakresie swoistości stresorów, wpływających na psychiczny dobrostan osób LGBT+. Decyzje polityczne, takie jak ta w PE, są wyrazem wartości, na których budowana jest wspólnota europejska. Jak widać, na fałszywe terapie i wyrządzane poprzez nie krzywdy nie ma wśród tych wartości miejsca.

Nie zaskoczyło mnie, że głosy przeciwko zakazowi tzw. terapii reparatywnej pojawiły się ze strony eurodeputowanych PiS. Zdziwiło mnie za to, że podobnie głosowała trójka europosłów PO: Danuta Hübner, Janusz Lewandowski oraz Marek Plura. Po krytyce Hübner przeprosiła wyjaśniając, że w jej przypadku tak a nie inaczej oddany głos był pomyłką. Niestety, wiarygodność tego wyjaśnienia komplikuje to, że rok temu wstrzymała się od głosu, gdy sprawa dotyczyła prawnej ochrony przed dyskryminacją kobiet i osób LGBT+. Po krytyce, mówiła wtedy o „nieintencjonalnej pomyłce”.
Być może taki czy inne „nieintencjonalne pomyłki” biorą się z tego, że ochrona praw osób LGBT+ nie jest w Polsce standardem stosowanym w codziennym życiu, a problemy mniejszości seksualnych nie są traktowane z należytą powagą. Bo trudno uznać, że jest inaczej, co więcej, nawet jeśli w wielu kwestiach zbitka POPiS jest co najmniej kontrowersyjna, to w kwestii stosunku do mniejszości seksualnych działania PO nie różnią się wiele od działań PiS, za to w określonych sytuacjach powiązane są z cynizmem politycznym.

Sorry, taki mamy klimat

Jednym z najważniejszych symptomów, które pozwalają diagnozować stosunek dominujących polskich partii politycznych do praw LGBT+ jest sprawa Karty Praw Podstawowych UE. Polska zdecydowała się dołączyć do protokołu brytyjskiego, który ogranicza stosowanie Karty. Motywem takiego działania były obawy rządu Jarosława Kaczyńskiego, że zawarte w Karcie zasady pozwoliłyby Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka zobligować Polskę do uznania małżeństw jednopłciowych. (Rząd Kaczyńskiego — także z Wielką Brytanią, a także z Czechami — odrzucił początkowo możliwość podpisania Karty, znajdując poparcie wśród osób związanych ze Stowarzyszeniem Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi, Klubu Jagiellońskiego a nawet RPO Janusza Kochanowskiego).

Sprzeciw wobec podpisania Karty z protokołem wyłączającym jej pełne stosowanie wyrażali z kolei, między innymi, Władysław Bartoszewski, Bronisław Geremek, Józef Pinior, Amnesty International czy europosłowie PO Bogusław Klich i Jacek Protasiewicz. Poparcie dla Karty wyraził również Donald Tusk, który deklarował, że jeśli PO wygra w wyborach w 2007 r. Karta zostanie przyjęta w całości. Zdanie zmienił jednak bardzo szybko, bo już w swoim expose zapowiedział, że uszanuje wyniki negocjacji poprzedników oraz podpisze protokół brytyjski, wyłączający pełne stosowanie Karty. Spotkało się to z aprobatą Lecha Kaczyńskiego, który stwierdził, że „postanowienia Traktatu związane z wiarą katolicką muszą zostać tak mocno zabezpieczone, jak to w prawie świeckim jest możliwe”.

Kolejne punkty orientacyjne, jeśli chodzi o podejście polityków PO do praw osób LGBT+ to m. in. działanie sejmowej zamrażarki w przypadku projektów dotyczących związków partnerskich, „absurdalne” i „schizofreniczne” zachowanie PO, według określeń Anny Grodzkiej, którego efektem było nie głosowanie w sejmie nad wetem prezydenckim do ustawy o uzgodnieniu płci czy michałki w postaci wypowiedzi Grzegorza Schetyny, że emocje osób LGBT związane z walką o prawo do uznawanych prawnie związków wiąże się z „papierowymi emocjami”. Warto również pamiętać, że na „Marszu Wolności” organizowanym przez PO. Zacytuję Adriana Zandberga: „Najpierw sądziłem, że to tylko plotka. Że ktoś wyolbrzymia sprzeczkę z przypadkowym przechodniem. Ale potem zobaczyłem film, na którym ochrona marszu PO - na oczach liderów partii - szarpie i wyzywa demonstrantów, którzy podeszli do nich z tęczową flagą. […]  Ale jeszcze bardziej szokują mnie reakcje PO i Nowoczesnej po ujawnieniu tego kompromitującego filmu. Dla rzecznika PO podejście z tęczowymi flagami do Grzegorza Schetyny to "prowokacja" wymierzona w zjednoczoną opozycję. Posłanka Nowoczesnej - partii, której kamizelkę miał na sobie jeden z bijących - usprawiedliwia ochroniarzy i bagatelizuje sprawę. Żadne z nich nie zdobyło się na oczywiste słowo: "przepraszam"”. Jedyne, na co było stać PO, to uznanie, że działacze Miłość Nie Wyklucza dokonali trollingu i że ochrona miała za zadanie usunąć każdego, kto będzie rozbijał czoło marszu.

Ostatnią polską odsłoną podejścia polityków PO do homoseksualności jest happening i trolling, który urządził w sejmie Paweł Olszewski. Uznał, że sejmowa ława jest miejscem do pokazania zdjęć, na których Maciej Wąsik całuje się z mężczyzną. Uczynił z tego sprawę nie tylko polityczną, ale zagrażającą państwu, uznając, że (domniemane*) skłonności homoseksualne Wąsika mogą stać się powodem szantażu obcych służb, w czym w wypowiedzi poparł Olszewskiego sam Schetyna. Jak nic, przypomniały mi się lektury dotyczące akcji Hiacynt czy działań służb w dobie stalinowskiej — odkładając na bok kwestie dotyczące prywatnych spraw Wąsika chyba najwyższa pora, by w XXI wieku dostrzec, że orientacje seksualne są różne, prawo do życia prywatnego chronione na poziomie polskim i międzynarodowym, a całować można się z osobami rozmaitej płci. Ujawnienie zdjęć, na których jakiś polityk całuje się z mężczyzną powinno mieć dzisiaj taką samą moc, jak ujawnienie zdjęć, na których żonaty polityk całuje się z kochanką. Dopóki nie zostaje złamane prawo (przemoc, pedofilia), może być to sensacyjką dla portali plotkarskich. Jeśli jednak może być czymś więcej, czy Olszewski zamierza pokazywać zdjęcia kolegów polityków z ich heteroseksualnych relacji poza związkiem? (Bo, można się domyślać, takie są?). 

*Wąsik zaprzeczył przypisywaniu mu orientacji homoseksualnej, jeśli chodzi o zdjęcia, jego wyjaśnienie można przeczytać (m. in.) tutaj.